22 sierpnia 1973 roku na stadionie przy ulicy Jurowieckiej był taki mecz w którym łódzki Widzew grał z Włókniarzem Białystok w ramach ówczesnej II ligi. Ale też nie o tym będę się rozpisywał. Chciałbym przypomnieć fenomen i zachwyt Robotniczym Towarzystwem Sportowym na początku lat 80-tych mieszczącym się przy ówczesnej ulicy Armii Czerwonej (tfuu). Obecnie Aleja Marszałka Piłsudskiego.
W sezonie 1982/83 Widzew jako mistrz Polski reprezentował nasz Kraj w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych - odpowiednik dzisiejszej Ligi Mistrzów. Już wówczas powoli zawiązywała się nić porozumienia pomiędzy kibicami obydwu drużyn. Pierwszy kontakt nastąpił 1 maja 1982 roku po meczu Jagiellonii z Polonią Warszawa, gdy na ulicy Marii Skłodowskiej-Curie pojawiło się dwóch "typów" z Widzewa. Ktoś od nas ich chyba znał, bo rozmowa przebiegała w kulturalnej atmosferze. Na tyle ta więź się zacieśniała, że już w następnym sezonie my, kibice Jagiellonii odwiedzaliśmy Łódź, żeby wspierać "Czerwono-Biało-Czerwonych" nie tylko w europejskich pucarach z takimi drużynami jak Rapid Wiedeń, Liverpool czy Juventus Turyn, ale także w naszej rodzimej lidze.
Mecze ligowe to na stadionie Widzewa, a z tuzami Europy na sąsiednim stadionie ŁKS-u przy Alei Unii. Traf chciał, a właściwie przez to, że trafienie w głowę zaliczył sędzia boczny w meczu z mistrzem Włoch Juventusem, Widzew został ukarany zamknięciem stadionu z możliwością grania nie mniejszą niż 300 kilometrów od miejsca przewinienia. Jako, że coraz lepsze były stosunki pomiędzy Łodzią, a Białymstokiem wybór mógł być tylko jeden. Mecz był rozgrywany na stadionie ówczesnej Gwardii Białystok. Stadion pojemny, nowy, zbudowany zaledwie 10 lat wcześniej na Dożynki (Hehe, dzięki Edward Gierek). W sumie łodzianie przy ulicy Słonecznej grali dwa razy. Najpierw ze szwedzkim Elfsborg Boras, a później ze słynną Spartą Praga. Ze Skandynawami był remis 0:0, a z Czechami wygraliśmy 1:0 (ale to Pepiki przeszli dalej). To były te pierwsze kontakty z Widzewem.
Najciekawsze i chyba najważniejsze spotkanie miało miejsce 9 sierpnia 1987 roku, kiedy to nasza Jagiellonia kochana zainaugurowała swe występy w najwyższej klasie rozgrywkowej. Traf chciał, może opatrzność boska, że do Białegostoku zawitał właśnie Widzew Łódź. Nieprzebrane tłumy pojawiły się na stadionie, a przed stadionem mnóstwo autokarów z całego województwa, a nawet z Ełku i Suwałk. Na trybuny wchodziłem trzy godziny przed meczem i to miejsce które zająłem było od ulicy Wiosennej tuż nieopodal mostka. Ludzie ciągle jeszcze walili na stadion, tak że zaczęto ich sadzać na trawie za bramką od strony Ciołkowskiego. Dziś taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia. Tak wówczas ludzie byli głodni oglądania piłkarzy na żywo. Jakie to piękne czasy. Jestem szczęśliwy, że mogłem doświadczyć tego będąc tam wówczas ze wszystkimi.
Dziś, po tylu latach nadal mi się chce iść na stadion mimo swego niemłodego wieku, wszak jak to mówią siódmy (7) krzyżyk na rozkładzie mam. Zachęcam ja i Was drodzy kibice, dołączcie do innych i przybądźcie w najbliższy piątek o 18:00. Stadion nie pomieści już 40 tysięcy ludzi jak to było 36 lat temu, ale wspaniale byłoby zapełnić ten nasz piękny stadionik.
Pisał do Was Krzycho-60. Mam nadzieję, że trochę zmobilizował.