W meczu 29 kolejki rozgrywek o Mistrzostwo Polski Jagiellonia Białystok zmierzy się na wyjeździe z Wisłą Płock. Mecz odbędzie się 21 kwietnia 2023 roku o godzinie 18:00 na stadionie imienia firmy, której udało się oszukać matematykę i mimo przywrócenia podatku VAT na paliwo, utrzymać cenę bez zmian. Albo udało się oszukać wszystkich kierowców - ocenę zostawiam czytelnikom.
Wisła Płock swój początek datuje na rok 1947. W ciągu 76 lat istnienia na mapie piłkarskiej Polski Niebiesko-Biało-Niebieskim raz udało się zdobyć Puchar Polski i raz zakończyć sezon tuż za podium. Chciałbym napisać coś więcej, jednak aby tak się stało, musiałbym przeskoczyć na piłkę ręczną. Generalnie Nafciarze kojarzą mi się raczej negatywnie. Bo to korupcja, bo to na stadionie zapomnieli zbudować trybuny za bramką, bo to "gwiazda" drużyny obrażała nam kapitana, bo jak kojarzę nasze mecze w Płocku, to do dziś zgrzytają mi zęby. Jedynym wyjątkiem jest mecz o Superpuchar Polski wygrany z Lechem Poznań na stadionie Płocczan. Do dziś współczuję kibicom Lecha oglądającym to spotkanie w upale, przy bezchmurnym niebie, twarzami zwróconymi w kierunku słońca. Z drugiej strony, lepiej, że Oni się męczyli, nie my. Pięknie wspominam ten wyjazd, jednak to nie historia na dziś.
Trenerem najbliższego rywala Jagiellonii jest były zawodnik Białostoczan – Pavol Stano. W szeregach Wiślaków możemy też oglądać byłego napastnika Jagi – Łukasza Sekulskiego. Piłkarz ten nie podbił stadionu przy Słonecznej, jednak musimy na niego uważać.
W historii potyczek obydwu zespołów przewagę lekką jeśli chodzi o wygrane, konkretną jeśli chodzi o bramki, ma Wisła. Trudno się dziwić, skoro w połowie lat dziewięćdziesiątych w trzech kolejnych meczach "ugraliśmy" zero punktów w stosunku bramek 16:2. Rywalizacja w kolejnych sezonach była już bardziej wyrównana. Liczę, że w piątek poprawimy ten bilans. Nie tylko punktowy, ale również bramkowy, ale o tym za chwilę.
Jagiellonia pod wodzą nowego trenera, Adriana Siemieńca, zdobyła w dwóch meczach trzy punkty. Po zwycięstwie w debiucie przyszła bolesna porażka w Kielcach. Bolesna tym bardziej, że przebieg meczu na takie zakończenie nie wskazywał. Kręciła się łezka w oku, kiedy ochłonąłem i zacząłem wspominać Probierz, czy Mamrot time. Mecz z Koroną zabolał. Bramka w ostatniej minucie zmusiła mnie do szybkiej kalkulacji, czy połączenie lecącego telewizora i szyby w oknie jest naprawdę tak kosztowne. W ciągu kilku minut napisałem w głowie scenariusz dalszych losów w Pierwszej Lidze. Czułem nawet lekki dreszczyk emocji przed meczem w Niepołomicach (no nie wierzę, że awansują). Wyrzuciłem około 80% piłkarzy z zespołu. A potem przyszedł spokój.
Do końca sezonu musimy zdobyć coś około 6 punktów. Wiadomo, lepiej więcej, niż mniej.
Pozbyliśmy się trenera sabotażysty.
Marc Gual nie zasługuje na pierwszy skład.
Pozbyliśmy się trenera sabotażysty.
Wygraliśmy z Lechią z którą ostatnio nam nie szło i przegraliśmy z Koroną, z którą mecze się na układały. Z Wisłą Płock na wyjeździe też nam nie szło.
Reasumując, 4:0 na korzyść Jagiellonii, to jest minimum do ugrania w najbliższy piątek. MINIMUM!
Trener szybko skoryguje niedoskonałości. W latynoskim duecie z przodu podmienimy Hiszpana na Kolumbijczyka. Zdominujemy środek pola. Nie cofniemy się po objęciu prowadzenia. I tyle. Wystarczy.
Przejdziem Wisłę, może Wartę, w piątek mecz wygramy.
Da nam przykład w Płocku Imaz jak zdobywać bramy.
1:1
-:-