Tyle tylko, że moim i nie tylko moim zdaniem nastąpiło to zdecydowanie zbyt późno. Wskakujący na nasz gorący trenerski stołek Adrian Siemieniec do zbliżającego się meczu z Lechią Gdańsk musi przystąpić praktycznie z marszu, po drodze mając jeszcze Święta Wielkanocne, które także przygotowaniom do zawodów raczej nie sprzyjają. Ale tak to sobie nasi włodarze wymyślili i nic na to nie poradzimy - "Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?".
Trochę mniej cierpliwości mieli nad Bałtykiem, bowiem Lechia pod koniec marca pogoniła Marcina Kaczmarka zastępując go hiszpańskim "no-name'm" Davidem Badią. Na gdańskich działaczach wrażenie zrobiła chyba przeszłość trenera w młodzieżowych zespołach FC Barcelona, bądż nazwisko kojarzące się z byłym napastnikiem Piasta Gliwice Gerardem Badią. Bo chyba nie jego "osiągnięcia" trenerskie w przepotężnej lidze cypryjskiej. Inna sprawa, że ponoć kilku tuzów polskiej myśli szkoleniowej po bliższym przyjrzeniu się gdańskiemu "burdlu" zwyczajnie nie zapragnęło zostać jego "mamą".
Warsztat nowego "coacha" Lechii mogliśmy już podziwiać w ostatniej kolejce "ekstraszkapy", kiedy to jego zespół grał meczycho przyjaźni z wrocławskim Śląskiem. Oglądanie tego "widowiska" wymagało przyjęcia sporej dawki leków przeciwwymiotnych. Najlepiej takich dla koni, czy hipopotamów, bo ludzkie raczej już by nie zadziałały...
Wydaje się jednak, że osoba trenera to w tej chwili jeden z mniejszych problemów z którymi boryka się nasz poniedziałkowy rywal. Ogólna degrengolada zarządu klubu jest wręcz niewyobrażalna! Dość napisać, iż aktualnie składa się on z jednej osoby, którą jest wiceprezes Arkadiusz Gerwel. Bo prezes Adam Mandziara obraził się, spakował zabawki i się z klubu ewakuował. Nabroił, a teraz niech sprzątają inni! To samo dotyczy kolejnego prezesa Pawła Żelema. Zapewne przestraszyli się wypowiedzi Pani Prezydent Gdańska Aleksandry Dulkiewicz, która w trakcie wizyty w jednej z trójmiejskich szkół rozważała "danie lańska" ludziom zarządzającym Lechią. Nawet jeśli tej groźby nie traktować w kategorii relacji "pas-pupa-pas-pupa" to Pani Dulkiewicz ma inne, zdecydowanie bardziej efektywne narzędzie w rączce w postaci 10-ciu "baniek", którymi miasto corocznie dofinansowuje klub (tak Panie Prezydencie Truskolaski, nie ośmiuset tysięcy!). I jak tym "pasem" łomotnie, to Lechia w jednej chwili może znaleźć się w IV lidze. Że z finansami klubu różowo nie jest wiadomo było od dawna, ale okazało się, że wspomniany mecz ze Śląskiem mógł nie dojść do skótku ze względu na zaległości wobec... firmy ochroniarskiej! I to sięgających setek tysięcy PLN-ów! Potrzebną sumę udało się jednak jakoś szczęśliwie wysupłać i mogliśmy być świadkami tej piłkarskiej "delicji".
Kolejnym problemem w "biało-zielonych" szeregach są kontuzje. W Białymstoku z całą pewnością nie wystąpią skrzydłowi Conrado oraz Iikay Durmus. To są pewniaki. Ciekawe czy zagra dobry kolega naszego nowego "trenejro" obrońca Rafał Pietrzak? W sumie mógłby zrobić swemu ziomalowi (jeden z Sosnowca, drugi z Czeladzi) jakiś mały prezencik np. w postaci sprokurowania jakiegoś "karniaczka". Tak na początek poważnej kariery trenerskiej Adriana. Tylko żeby jeszcze nasi kopacze potrafili go wykorzystać bez potrzeby 10-ciu dobitek! Maciek Gajos też chyba większą część swego serduszka ma w żółto-czerwonych barwach. Stąd zapewne jego słabiutki występ przeciw "Jadze" jesienią w Gdańsku. I niech tak w poniedziałek trzyma!
Co po stronie "biało-zielonych" aktywów? W zasadzie widzę dwa, ale za to dość poważne. Jeden zwie się "Pajszało". Ma dziad patent na "Jagę" i tego mu odmówić nie można. Jak już wpadnie w nasze pole karne na tym swoim wózku inwalidzkim, to powstrzymać go może chyba tylko odcięcie prądu, albo ktoś musi nastąpić na przewód tlenowy... Drugi to jego kolega z ataku Łukasz Zwoliński. Ponoć jakieś Francuzy chciały za niego dać grube worki "jurków" przed tym sezonem, ale Lechia się nie zgodziła. I w obecnej sytuacji "fajansowej" zapewne plują sobie w brodę. Tak więc w poniedziałek bardzo prosze "becarefull", "wnimanie", "attention", "achtung" na tych panów, pliz!
W naszych szeregach zabraknie Miłosza Matysika, który dzielnie "wykartkował" się w Mielcu. Natomiast kontuzje chyba szczęśliwie ominęły szeregi jagiellońskich "wojów" i Trener Adrian będzie miał na wstępie swej przygody z funkcją I-szego trenera "Jagi" bardzo komfortową sytuację. No i "the last, but not least" - w bramce mamy naszego Zlatanka. Który to przed przyjściem do "Jagi" regularnie "grzał ławę" w Lechii, która zdecydowała się postawić na Kuciaka. Ciekawe czy teraz "gul" im z tego powodu nie drga intensywnie?
Na koniec trochę mojej, jak mawiał śp. Arnold Boczek "ulubienej" statystyki. Zagraliśmy dotychczas na szczeblach ligowych z Lechią 47 razy. Nie chce mi się "babrać" w jakichś II-ligowych, czy nawet odleglejszych dziejach, więc wrócę do pierwszego spotkania obu drużyn na najwyższym poziomie rozgrywkowym. W sezonie 1987/88 w Białymstoku Lechia zwyciężyła 2:1. Była to pierwsza porażka "żółto-czerwonych" w I lidze (obecnie "ekstraklapa"). Ze wspomnianych 47-miu spotkań Jagiellonia wygrała zaledwie 13 razy, remis padł w 11 spotkaniach, a aż 23 razy zwycięsko z pojedynków wychodziła Lechia. Bramki 77:52 dla naszych poniedziałkowych gości.
Generalnie historia potyczek białostocko-gdańskich obfituje w "thrillery" godne filmów Johna Carpentera. Pamiętam wiele z nich, ale najbardziej utkwiły mi w pamięci dwa mecze. Dnia 7 czerwca roku pamiętnego 2015 "Jaga" w niewyjaśniony naukowo sposób odwróciła w końcówce meczu wynik rywalizacji ze stanu 0:2 na 4:2. Piłkarze mogli wówczas nawet przegrać, a i tak Jagiellonia finiszowałaby na 3 miejscu. Ale medale "smakowały" nam znacznie lepiej po TAKIM meczychu! Drugi mecz to oczywiście frajersko przegrany przez Jagiellonię finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym 2 maja 2019 roku. No nie zrobiła mi "Jaga" wówczas prezentu urodzinowego...
Wprawdzie wiem, że to nie Boże Narodzenie, a zupełnie inne święta, ale tym razem oczekuję od NASZEJ DRUŻYNY prezentu właśnie na Wielkanoc!!! W "lany poniedziałek". Panowie Piłkarze! Panie Trenerze Adrianie! Zlejcie tą Lechię zgodnie z najlepszą dyngusową tradycją. Możecie nawet pobić im (zgodnie z tradycją wielkanocną) "jajka". I niech w poniedziałek narodzi się "nowa świecka tradycja". Białostocki "śledź" pożre gdańskiego uzurpatora. Alleluja i do przodu!
Fox
1:1
-:-