Środa, 8 października 2022r.
Godzina 4.40 rano. Kolega Anglik odbiera mnie z ustalonego miejsca, szybki przejazd przez puste miasto nocą. Błyskawiczna przesiadka do auta kolegi Foxa. Po drodze zabieramy Maćka. Do miejsca zbiórki wszystkich wyjazdowiczów mamy 40 minut jazdy. Pierwszy temat jaki został poruszony w aucie? Oczywiście może być tylko jeden. Kompromitacja klubu związana z utratą konta na Facebooku. Docieramy na miejsce zbiórki. Kawa, papieros. Kolumna aut i busów po godzinie 6 rano wyrusza w stronę Zielonej Góry. Do celu mamy ponad 600 kilometrów. Na jednym z postoi w Wielkopolsce rozmawiamy o tym co się wyprawia w klubie z Andrzejem, tak tym wszystkim dobrze znanym Andrzejem. Podsumowanie ostatnich lat wyrażone jest w kilku dosadnych i rzeczowych zdaniach przerwanych inwektywami. Przed dotarciem do celu odwiedzamy Jezusa w Świebodzinie.
Stadion w Zielonej Górze jest hmm… retro. Mogliśmy się poczuć jak w latach dziewięćdziesiątych. Zanim ostatni kibic wszedł na sektor Jagiellonia przegrywa 0:1. Od początku spotkania wyraźnie widać, że Lechia Zielona Góra ma bardzo konkretny i dopracowany plan na to spotkanie, zaś Jagiellonia… znajduje się w innym wymiarze piłkarskiej rzeczywistości. Piłkarze uprościli mi napisanie opisu spotkania. Dlaczego? Ano dlatego, że dużo łatwiej i krócej jest napisać co dobrego zaprezentowała Jagiellonia na boisku, niż wymienić wszystko to co złe. Co dobrego zafundowali nam piłkarze wraz ze sztabem trenerskim? Ano NIC. KOMPLETNIE NIC! Żaden zawodnik się nie wyróżnił. Najgorzej na boisku prezentował się Wdowik(wiecznie spóźniony i nienadążający za wydarzeniami boiskowymi), Nastić, który choć nie grał na swojej pozycji to na tle rywala grającego w III lidzie wyglądał jak narciarz biegowy na progu skoczni narciarskiej. Obaj Ci panowie zostali w swej nieudolności “zjedzeni” przez jednego czeskiego ananasa. Gra Martina Pospisila była tym co “samo słodkie” tego meczu. Ciężko o słowa by opisać to co zaprezentował białostocki pomocnik. Przynajmniej w moim zakresie słownictwa nie posiadam stosownych określeń na grę Pepika. “Truskawką na torcie” był karny, tak pięknie i uroczo przestrzelony. Swoją drogą, tak się zastanawiam. Kto mu pozwolił wykonywać “jedenastkę”? NO KTO!? Pisanie kolejnych zdań o tym spotkaniu nie ma sensu, bo “jaka Jagiellonia jest, każdy widzi”.
Po raz pierwszy jestem zmuszony dokonać ostracyzmu na sztabie trenerskim. Maciej Stolarczyk nie reagował na wydarzenia boiskowe. Przez 90 minut spotkania Jagiellonia taktycznie na boisku nie zmieniła NIC! Same zmiany piłkarzy nie wnosiły NIC! Trzymamy się jak pijany płotu ustawienia z trójką obrońców. Trzymamy się, ów płot raz prawą, a raz lewą dłonią, choć stoimy raz na lewej nodze, raz na prawej to płot chwieje się coraz mocniej.
Gwoździem do trumny(tego spotkania) była odpowiedź trenera Stolarczyka na pytanie dziennikarza po spotkaniu. Maciej Stolarczyk został zapytany o to, czym Lechia Zielona Góra go zaskoczyła, skoro na konferencji przedmeczowej deklarował, iż ma doskonale rozpracowanego przeciwnika. Odpowiedź trenera? NICZYM! Dostajemy trzy, TRZY bramki od drużyny z III ligi, grając pięcioma obrońcami w pierwszej jedenastce, a trenera Stolarczyka NIC NIE ZASKOCZYŁO!!!
Opuszczamy sektor przed ostatnim gwizdkiem. Rozmowa z piłkarzami nie miała sensu. Piłkarze nie zrozumieliby nic z tego przekazu, zaś kibice w nerwach mogliby powiedzieć o kilka słów za wiele. Anglik i Fox w trakcie spotkania gdyby mogli to wyszliby z siebie i stanęli obok. Poziom frustracji był i jest niebotyczny, a blizna w postaci Lechii Zielona Góra zostanie w naszym kibicowskim sercu na długo. Zapewne na zawsze. Bez względu na to, czy Jagiellonia w obecnym sezonie osiągnie dobry wynik w Ekstraklasie. Od lat kibice informują każdego nowego trenera Jagi jak ważny na Podlasiu jest Puchar Polski i każdy trener ma to za NIC. Zaliczamy powrót w burzliwych nastrojach z potężnym zażenowaniem. Nam kibicom jest wstyd. NAM! Ponad 1200 km za nami…
P.S.
Prezesie Pertkiewicz. Zdajemy sobie sprawę z faktu, iż wsiadł Pan razem z dyrektorem Masłowskim na konia bez “rzędu”. Ba! Ów koń jest mocno nieokrzesany i zaniedbany. Mamy tego świadomość, ale czas na ruchy. Po wpadkach działu marketingu, powinien wpaść Pan w poniedziałek do biura i wy…rzucić go przez okno razem z biurkami i fotelami. Zaś Pan Masłowski powinien porozmawiać z drużyną i sztabem o ich refleksyjności. Rzeczą ludzką jest popełniać błędy, zaś głupotą uporczywe i bezrefleksyjne trzymanie się własnych nieprzynoszących efektu założeń.
PS.2 Większość wyjazdowiczów posiada karnety, NIC nam po wejściówkach na mecze z legią i Lechem.
1:1
-:-