Zaliczam do nich wyjazdowe spotkania z Rakowem, Lechią i L…eee…wiadomo czym”, oraz właśnie najbliższą domową potyczkę z Wisłą Kraków. Co nie oznacza, że można lekceważyć mecz naszej Drużyny z Górnikiem Łęczna, który ostatnimi czasu jakby zaczął łapać oddech.
Wróćmy jednak do sobotniego popołudnia dnia 20-go listopada, kiedy to Jagiellonia podejmie o godzinie 15.00 (wreszcie jakiś „chrześcijański” termin!) krakowską Wisłę. Niektórzy czytelnicy zapewne obruszyli się gdy wrzuciłem ten mecz do jednego worka z czekającymi nas spotkaniami z „wielkimi” naszej „ekstraszkapy”: Rakowem, Lechią i „L…eeee…wiadomo czym” (choć ta ostatnio jakby „ciupinkę” na swej wielkości straciła). No cóż, może aktualne miejsce naszego najbliższego rywala w tabeli tego stwierdzenia nie usprawiedliwia, ale mecze z Wisłą zawsze niosły ze sobą ogromny ciężar gatunkowy. Chodzi mi zarówno o wymiar sportowy jak i kibicowski. Nawet te na poziomie II ligi, gdy np. w sezonie 1986/87 zmierzająca pierwszy raz w swej historii do I ligi „Jagiellonia” rozbiła renomowanego rywala z Krakowa 3:0 (wówczas za zwycięstwo różnicą 3-ch bramek przyznawano wygranym dodatkowy 3-ci punkt, a przegrani karani byli jego odjęciem!).
Niestety historia naszych potyczek z bardziej utytułowaną drużyną z grodu Kraka nie jest usłana różami. Według moich, być może ułomnych obliczeń, od sezonu 1985/86 obie drużyny spotykały się 44 razy i aż 21 z tych spotkań zakończyło się zwycięstwem Wisły. W 13-tu spotkaniach górą byłą „Jaga” , a 10 razy padł remis. Bilans bramkowy to 73:48 oczywiście na korzyść gości. Wisła to 13-krotny Mistrz Polski (ostatni raz w roku 2011) i Mistrz Ligi w 1951 roku, 12-krotny srebrny medalista i 9-krotny brązowy najwyższych rozgrywek piłkarskich w naszym kraju. Do tego należy dorzucić jeszcze 4 Puchary Polski.
Powyższe wyniki czynią Wisłę Kraków jedną z najbardziej utytułowanych klubów w kraju. Szkopuł w tym, iż ostatnie sukces Krakowianie odnieśli równiutko 10 lat temu, czyli w 2011 roku zdobywając swoje ostatnie mistrzostwo. Był to jeden z najlepszych okresów w historii tego klubu, budowanego wówczas głównie dzięki środkom
pompowanym przez Bogusława Cupiała i jego firmę „Tele-Fonika” w latach 1997-2016. Później było już tylko gorzej. Zobowiązania wobec niedawnego dobroczyńcy trzeba było zacząć spłacać, a klubowi ciężko jakoś przychodziło odzwyczajenie się od roli krajowego hegemona. Stąd idiotyczne ruchy na rynku transferowym i to zarówno jeśli chodzi o zawodników jak i hordy zatrudnianych trenerów - cudaków. Poszukiwanie przez Wisłę inwestorów to zaś gotowy scenariusz na kolejne odcinki „Latającego Cyrku” Monty Pythona. Albo pani prezes wysysająca ostatnie złotówki z klubowego konta, jak wampir krew z szyi
nastolatki… Pozwolę sobie nie przypominać tej żenady, bo po co kopać leżącego? Jeśli do tego dodamy słynne afery z wielce „zasłużoną” kibicowską frakcją „Sharksów” mamy kompletny obraz degrengolady w jakiej pogrążył się nasz najbliższy przeciwnik.
Pytanie, czy obecnie jest lepiej? Wydaje się, iż klub z Krakowa porzucił chwilowo „sny o potędze” i zaczął trochę trzeźwiej patrzyć na otaczającą rzeczywistość. Dowodem na to niech będzie brak nerwowych ruchów po niezbyt udanym starcie obecnych rozgrywek. Drużyna prowadzona przez czeskiego szkoleniowca Adriana Gulę (tego co to Jagiellonii nie chciał – niewdzięczny!) zajmuje po czternastu kolejkach 13-te miejsce z 17-ma punktami (bilans bramkowy 15:23). Jest wprawdzie 4-ry pozycje za „Jagą”, ale obie drużyny dzieli zaledwie 1 punkcik…
W składzie Krakowian próżno jest już szukać nazwisk czołowych piłkarzy „ekstraklapy”. Są za to ligowi wyjadacze jak obrońcy Maciej Sadlok i Alan Uryga, pomocnik/właściciel klubu Jakub Błaszczykowski, czy napastnik Felicio Brown Forbes. Zaledwie wyróżniającymi się piłkarzami są także czeski obrońca Matej Hanouszek, pomocnicy Gieorgij Żukow (ostatnio bez formy) i Yaw Yeboah (ostatnio z formą), czy napastnik Jan Kliment. Ogólnie wydaje się, iż aktualna Wisła Karków to projekt budowany dość spokojnie i z wieloletnią perspektywą. Ostatnie wyniki naszego przeciwnika nie rzucają na kolana. Oczywiście udało się wygrać „psim swędem” derby z Cracovią, co posadą przypłacił Michał Probierz, ale wcześniej „Wisełka” zebrała oklep w Płocku (0:2 – obie bramki naszego b. piłkarza Łukasza Sekulskiego), że o domowym 0:5 z ostatnim rywalem „Jagi”, czyli Śląskiem Wrocław nie wspomnę.
Patrząc więc czysto „piłkarsko”, to „Jaga” powinna najbliższy mecz wygrać za przeproszeniem „na pierdząco”. Zwyczajnie na wszystkich pozycjach (no, może z wyjątkiem bramki…) mamy lepszych piłkarzy i będących obecnie w większym „gazie”. Pozostaje też mieć nadzieję, że derbowa bramka Yeboah wyczerpała limit jego fantastycznych akcji na kilka najbliższych meczów. Nam natomiast szczęście znowu musi zacząć sprzyjać, bo oba ostatnie zremisowane spotkania z Piastem i Śląskiem „Jaga” powinna najzwyczajniej wygrać. A tylko szczęśliwie je zremisowała…
Wspomniałem już o kibicowskim wymiarze pojedynków z Wisłą Kraków. Fanów obu drużyn łączyła bowiem od bodaj 1984 roku jedna z dłuższych i piękniejszych zgód w historii kibicowskiej Polski. Jej kres położył pamiętny mecz Jagiellonii w Gdańsku w 2005 roku. W konflikcie „Jagi” z Lechią, Wiślacy opowiedzieli się po stronie Gdańszczan i tym samym zgoda pomiędzy nami przeszłą do historii. Potem przez wiele lat obustronne relacje nacechowane była wzajemnym szacunkiem i sentymentem. Ta sytuacja trwałą do 2014 roku kiedy to podczas łojenia wiślackiego dupska przez „Jagę” (mecz w Krakowie zakończył się naszym zwycięstwem 2:0 po golach Pazdana i Piątkowskiego) nie wytrzymali wspomniani „Sharksi” i zaczęły się bluzgi w stronę Kibiców z Białegostoku. Kontynuowane podczas meczu w Białymstoku w kwietniu następnego roku, zakończonego wynikiem 2:2. To był początek aktualnych relacji z kibicami klubu z Krakowa – czyli „kosy”.
Tak więc w sobotę gorąco powinno być nie tylko na boisku, ale także na trybunach. To dobrze, bo zapowiada się chłodny wieczór. A i „przetarcie” przed przyszłotygodniowym wyjazdem „za Bug” też się przyda!!!
FOX