livesports.pl
Cyferki mówią same za siebie. Mimo tego, że czasowo byliśmy przy piłce ciut mniej, to stwarzaliśmy nieporównywalnie większe zagrożenie pod bramką "Górali", a obiektywnie Świder, który w 32 minucie dopiął swego strzelając bramkę na 0:1 mógł schodzić na przerwę z klasycznym hattrickiem. W pierwszych 45 minutach wychodziło nam wszystko. Błyszczał Vassiliev, solidnie grał Frankowski, opisywany Świderski wychodził na czyste pozycje, a obrona poza akcją w której sytuację uratował Drągowski praktycznie nie popełniała rażących błędów. Piłkarze Podbeskidzia widząc Góralskiego dosłownie drżeli i zaczęli zamieniać grę w piłkę nożną na piłkę parzy, a Żółto-Czerwoni wyglądali jak dorodne Pszczoły, a nie niedorozwinięte owady, które przypominali w poprzednich spotkaniach.
fot. fanpage TS Podbeskidzie.
W drugiej połowie stało się natomiast to czego wszyscy się obawialiśmy. Siadło tempo, o wiele częściej wpuszczaliśmy Bielszczan w nasze pole karne, stwarzaliśmy mniej sytuacji i co chyba najważniejsze z boiska zszedł Karol Świderski. Gołym okiem było widać jak ważna dla ofensywy Białostoczan była obecność Świdra na boisku. Łukasz Sekulski poza jednym skutecznym wzięciem obrońcy " na ścianę" nie zrobił zupełnie nic i bardzo słabo wyglądała jego współpraca z Konstą. Bramka padła na dodatek po jego głupiej stracie. W 70 minucie "Górale" przejęli piłkę, na ścianę Maderę wziął Demjan, a Mójta dociągnął do pola karnego i strzałem na długi róg pokonał Drągowskiego, który w kolejnym meczu zaliczył 3 brilliant save'y i ciężko przyczepić się do jego dyspozycji.
Maciej Rogowski
0:4
-:-