1. Wielkie oczekiwania.
fot. Grzegorz Chuczun
Każdy z nas czegoś przed tym meczem oczekiwał. Kibice przerwania niechlubnej passy, piłkarze powrotu do składu, goli i asyst, a Michał Probierz powrotu dawnego stylu i naprawy kulejącej obrony, szczególnie przy stałych fragmentach. Łęczna też czekała. Przede wszystkim na 3 punkty. Narzekano na wirus FIFA? Trener Jagiellonii postanowił unicestwić potencjalne alibi i z kadrowiczów w pierwszym składzie pojawił się tylko Drągowski. Reszta zawodników przez przerwę intensywnie pracowała nad dyspozycją nie tylko grając w piłkę, ale też intensywnie biegając i ćwicząc na siłowni. Czy nie powinno skończyć się idealnie?
2. Mops pierwszej połowy i krzewiciel nadziei.
fot. Grzegorz Chuczun
O kim mowa? O jaśniejszej postaci powyższego obrazka. Dwie straty, których następstwem były bramki dla Łęcznej, to niestety dla niego jego zasługa. Przemek strzelił również gola. Przypadkowego, ale gola. Przepchnął się z Leandro, wymusił na nim błąd i dołożył nogę. Zmieniony pomiędzy tymi zdarzeniami został Alvarinho, ale czy to on powinien zejść wtedy z boiska? Występ Portugalczyka można było raczej ocenić neutralnie podobnie jak i reszty składu. Mógł mieć złe i gorsze momenty, czy to na rezerwach, czy na treningu, ale na lubelskim lądzie toczył się zupełnie inny mecz i każdy zawodnik powinien być oceniany z pozycji Tabula Rasa, a nie piłkarza, któremu robi się łaskę. Czy padłaby bramka gdyby zmieniony został Frankowski? Tego nie wiemy, ale Alvaro był nieustępliwy, waleczny i popełniał mniej błędów niż Przemek, więc suma szczęść mogła się obrócić na korzyść tego pierwszego. Zdjęcie Portugalczyka to niewątpliwie najbardziej kontrowersyjny moment pierwszej połowy. Vassiliev wszedł i uporządkował chaotyczną grę, ale jeśli ktokolwiek nadawał się w 35 minucie do zmiany, to był to właśnie Frankowski. Koniec pierwszej części spotkania i 2:1 dla Łęcznej. Bramki dla Górników? Pierwsza po stracie, to ospała obrona. Druga natomiast, to rogal nie do obrony a' la Makuszewski.
3. Krzewiciel nadziei vol. 2 i nie mów Boniemu nie, bo nie.
fot. Grzegorz Chuczun.
Kilka przebitek, podanie Mackiewicza w 52' minucie, szczur i goool! Przyjezdni kibice z Białegostoku szaleją! W tym momencie pomyślałem sobie "Łęczna jest autentycznie do pyknięcia". Może i była, ale dalej graliśmy mimo, że o wiele odważniej, to bardzo nieskutecznie ( Czy to novum w grze Jagiellonii?!). Nie zmieniła absolutnie nic zmiana Świderskiego i Cernycha. Piłka bardzo mocno nie chciała wpaść do bramki Górnika. Sytuację tą wykorzystał Grzegorz Bonin, który zabawił się z Rafałem Grzybem i zdjął pajęczynę w dolnym rogu bramki Drążka. Sam Bartek wyjął jeszcze w końcówce dwie setki, więc nie ma w jego przypadku do czego się przyczepić, ale nadal to trzy bramki w plecy i to nie pierwszy raz. Festiwal nieporadności podsumowała euforia na malutkim stadionie, który cieszył się ze zwycięstwa Łęcznian mimo tego, że wiedział z jak średnio dysponowaną drużyną mieli okazję się mierzyć.
4. Podsumowanie.
Maciej Rogowski
0:4
-:-