Tym razem, w pierwszej połowie spotkania z Lechem, Złotek z Motycza Poduchownego „nie zauważył” m.in. pozycji spalonej Sadajewa a także faulu tego samego zawodnika na Romanczuku. Po przerwie Złotek posunął się jeszcze dalej i powtórzył swój numer z Zabrza, gdyż uznał bramkę, zdobytą przez Lecha z ewidentnego spalonego. Jeśli nawet sam nie był w stanie wychwycić tej sytuacji, gdyż w tym momencie być może patrzył na wybijającego piłkę Pawłowskiego a nie na znajdujących się po jego lewej stronie Kamińskiego i Kownackiego, to od czego do cholery jest ten jego boczny ślepak liniowy, pytam uprzejmie? Na stopklatce z zaznaczoną linią ofsajdową wyraźnie widać, że Straus i Modelski celowo zostawili obydwu Lechitów w strefie spalonego, a boczny ślepak liniowy stoi na wprost nich, bezczelnie gapi się na tę sytuację, bezczynnie obserwuje dwuosobowego jak byk półtorametrowego spalonego, i z całą premedytacją nie podnosi chorągiewki. Rabunek w biały dzień.
Pan Sławek Stempniewski w Canal+ powiedział wyraźnie, że sędzia liniowy musiał mieć wówczas dołek psychiczny, bo popełnił zupełnie niezrozumiały błąd, jaki rzadko się ogląda w ekstraklasie. „Bezbłędna tabela” Ekstraklasy.net również nie pozostawia suchej nitki na tej że nie powiem szajce sędziowskiej, weryfikując wynik na 0:3. „Sędzia Mariusz Złotek wraz z asystentami nie miał w Poznaniu dobrego dnia. Jego błędne decyzje w pierwszej połowie pozwoliły Lechowi na stworzenie dwóch groźnych okazji do zdobycia gola, ale najważniejsza sytuacja miała miejsce tuż po przerwie, gdy arbiter uznał bramkę Dawida Kownackiego, gdy ten był na bardzo wyraźnym, półtora- czy nawet dwumetrowym spalonym. Takie błędy są niedopuszczalne.” A ja od siebie dodam: że też znów musiało paść na Jagiellonię. Kolejny przypadek?
Na szczęście Żółto-Czerwoni nie przejęli się tym wybrykiem i wzięli jednak chyba na serio moją radę, że aby wygrać, trzeba strzelić przynajmniej o jednego gola więcej, niż zaplanował to sobie sędzia, bo od tej pory Złotek nie miał już nic do gadania. Po pierwsze, nie dali mu najmniejszego pretekstu do wyrzucenia z boiska któregoś z nich, po drugie strzelili trzy przepiękne gole, każdy inny, ale każdy na tyle czysty, że żadnego nie udało się Złotkowi zakwestionować.
No i o to właśnie chodzi, Panowie! Wspaniała robota, Panie Trenerze i Panowie Piłkarze! Wielkie gratulacje! Moim zdaniem był to jeden z dwóch najwspanialszych meczów Jagi w tej rundzie, a nawet w tym sezonie (ten pierwszy to oczywiście z Legią przy Łazienkowskiej, z identycznym wynikiem zresztą 1:3).
W 32. kolejce tabela znów, nie po raz pierwszy zresztą, zagrała pod Jagiellonię. Lepszych wyników niż zwycięstwo Jagi przy Bułgarskiej oraz remisy Lechii z Wisłą i Śląska z Legią nie można było sobie wymarzyć. Więcej już nic nie chcę pisać. Żeby nie zapeszyć. Choć wyobraźnia szaleje.
Czop
0:4
-:-