Comber | 1 Lutego 2015 g. 11:14
Koronę polubiłem zanim tu trafiłem, właśnie dlatego, że tak wytrwale o mnie zabiegali - mówi Paweł Sobolewski
Długo czekał na debiut w pierwszej lidze. Ale później wszystko potoczyło się już w ekspresowym tempie. Błyskawicznie wpadł w oko trenerom reprezentacji, równie szybko... nabawił się kontuzji. Paweł Sobolewski (28 l.) nie nudzi się jednak w wolnym czasie. Opiekuje się dziećmi, gotuje i z optymizmem czeka na powrót na ligowe boiska.
O robiącego furorę w drugiej lidze lewego pomocnika Korona Kielce starała się już od dawna.
- Robili pode mnie trzy podejścia. Dwa razy Jagiellonia Białystok mówiła "nie", ale w końcu kluby się dogadały - opowiada Sobolewski. - Cieszę się, że jestem w Kielcach, Koronę polubiłem zanim tu trafiłem, właśnie dlatego, że tak wytrwale o mnie zabiegali.
Rozkochał w sobie fanów
W czołowej drużynie ekstraklasy Paweł miał wejście smoka. Natychmiast posadził na ławie próbowanego nawet w reprezentacji Marcina Kaczmarka, rozkochał w sobie fanów.
- Przed meczem z Wisłą Kraków podszedł do mnie jeden z kibiców i mówi: Paweł, jak ty nie grasz, to ja oddaję bilet - opowiada ze śmiechem. - A w Jagiellonii mąż też miał świetny początek - wtrąca żona piłkarza, Ewa. - Pamiętam, jak kibice przed jego pierwszym meczem pytali: "kto to jest ten Sobolewski z czwartej ligi?" A po meczu krzyczeli: "po co nam stare dziady z pierwszej ligi, jak mamy tu taką zdolną młodzież" - wspomina.
Ale nie zawsze kariera Sobolewskiego układała się tak dobrze. Przed sześcioma laty mógł trafić do Groclinu. Trenerem drużyny z Grodziska Wielkopolskiego był wówczas obecny asystent selekcjonera, Bogusław Kaczmarek. Ten sam, który kilka tygodni temu na łamach "Super Expressu" powiedział, że "Sobolek" ma wielkie możliwości i będzie odkryciem rundy wiosennej.
- Szkoda, że wtedy nie miał o mnie tak dobrego zdania - śmieje się Paweł. - Byłem w Grodzisku przez tydzień, ale trener powiedział mi, że oni tam budują ekipę na puchary, a ja muszę się jeszcze dużo uczyć.
Nieudane podejście do Groclinu nie zniechęciło Sobolewskiego. Cierpliwie czekał na swoją szansę. Zresztą cierpliwości do piłki nie brakowało mu nigdy. Nie zrezygnował z futbolu nawet wtedy, gdy w Warmii Grajewo zarabiał tak mało, że musiał dorabiać jako sprzedawca w sklepie "Herbaty Świata".
Grali jak pipy
- Pracowałem osiem godzin dziennie, ale interes szedł słabo i wpadliśmy na pomysł, żeby przekształcić to miejsce w pijalnię piwa. I od razu coś się ruszyło - uśmiecha się Paweł, który czas spędzony w Grajewie wspomina z radością.
- Właściciel klubu, z zawodu lekarz ginekolog, po każdym przegranym przez nas meczu drwił z nas: "gracie jak pipy, to macie lekarza ginekologa" - opowiada z rozbawieniem.
Wszystko zrobi przy dzieciach
Paweł od początku kariery mógł liczyć na wsparcie Ewy.
- Poznaliśmy się, jak mieliśmy po 16 lat, od razu coś zaiskrzyło - zdradza piłkarz Korony. - Od razu zaiskrzyło?! - nie dowierza Ewa. - A kto nie przyszedł na pierwszą randkę, bo wolał w telewizji mistrzostwa świata oglądać? - w żartach wypomina mężowi.
Dziś są szczęśliwą parą. Mają dwójkę dzieci: 3-letniego Damianka i 9-miesięczną Amelkę. Paweł chętnie się nimi zajmuje.
- Wszystko przy dzieciach zrobię - chwali się dumny tata. - No i Paweł świetnie gotuje - podkreśla Ewa. Nic dziwnego, "Sobolek" jest technologiem żywienia. Wszyscy znajomi zachwalają przygotowywany przez niego placek po węgiersku.
Na technikum Paweł edukacji nie zakończył. Ma już licencjat z pedagogiii w wychowaniu fizycznym. Ale przyszłość wiąże z piłką.
- Grzesiu Piechna trafił do pierwszej ligi później niż ja, a zdążył zagrać w kadrze i wyjechać za granicę. To dlaczego mnie miałoby się nie udać?... - kończy z optymizmem.
Źródło: www.se.com.pl