Sauciu | 12 Czerwca 2025 g. 22:58
Kto pali w piłkarskim piekiełku? Sezon 2024/2025 za nami. Jagiellonii w tym pięknym sezonie udało się dotrzeć do ćwierćfinału Ligi konferencji UEFA, zdobyć Superpuchar Polski, dotrzeć do ćwierćfinału Pucharu Polski i zająć trzecie miejsce w końcowej tabeli Ekstraklasy.
Sezon zakończony – nagrody rozdane, gala się odbyła – wakacje piłkarzy – czyli sezon ogórkowy w pełni. I byłoby spokojnie, gdyby nie reprezentacja Polski i zawierucha związana z opaską kapitana i w konsekwencji ze zmianami kadrowymi. Jakoś od razu przyszło mi na myśl pojęcie „polskiego piekiełka”.
W tym sezonie dzięki postawie wszystkich drużyn walczących w europejskich, przede wszystkim Jagiellonii i Legii, które dotarły do ćwierćfinału Ligii Konferencji przegrywając z jej finalistami, nasza liga awansowała wysoko w rankingu i od sezonu 2026/2027 dwie drużyny będą walczyły w eliminacjach Ligi Mistrzów, dwie w eliminacjach Ligi Konferencji, a jedna Ligi Europy. Dawno takiego sukcesu w piłce klubowej nie odnotowano. Ale każdy medal ma dwie strony. Tych co zadbali o ten sukces znamy. Jest też druga, ciemna strona ekstraklasy. Są tacy co ligę hamują, dołują i pilnują pieców w tym ekstraklasowym piekle, aby nie zagasły.
Moim zdaniem szczególnie wyróżniły w sezonie 2024/2025 trzy grupy: sędziowie, działacze i piszący o sporcie.
Sędziowie mieli chyba najgorszy sezon od dawien dawna. Liczba i skala błędów boiskowych i pozaboiskowych nie była tak wielka. Od dwóch sędziów ze znakiem poza boiskiem, sprawie karno-obyczajowej jednego z czołowych arbitrów poza murawą po gigantyczną liczbę pomyłek, błędów i przewałów na boisku. Jak liczyliśmy w redakcyjnym gronie, Jagiellonia została przez panów z gwizdkiem okradziona według ostrożnych szacunków z co najmniej 10 punktów, co mogło oznaczać nawet obronienie Mistrzostwa Polski. To, co wydarzyło się w Warszawie 26 lutego 2025, można śmiało nazwać skandalem. Jagiellonia została brutalnie wypchnięta za burtę Pucharu Polski w meczu z naszą sąsiadką zza Buga. Błędy, czy raczej jak nazwał wprost Wojciech Kowalczyk „wydrukowanie” przez duet Lasyk – Marciniak meczu, najpierw spowodowały nagłe zebranie Kolegium Sędziów, które najpierw wskazało na błędy, a potem tak rozwodniło oświadczenia, że nic wiadomo nie było. Mało tego, ten sam duet dostał do sędziowania Finał Pucharu Polski jako dowód uznania za świetną pracę na boiskach krajowych i europejskich. UEFA miała inne zdanie i nasz najlepszy skarb sędziowski Szymon Marciniak nie gwizdał żadnego z finałów europejskich pucharów. To nie był jedyny taki występ Marciniaka przeciw Jagiellonii – mecz w Poznaniu z Lechem był jego „popisem” na wozie VAR. Sędziowie tacy jak Kwiatkowski, Przybył, Raczkowski czy Stefański zapisali się na trwałe w naszej pamięci – na pewno nie pozytywnie i jeszcze długo i często będą głośno „pozdrawiani” z trybun. PZPN-owi brakuje odwagi, jaj, a przede wszystkim chęci i woli, aby problem rozwiązać, brak odwagi, by karać surowo za przekręcone w wyniku błędów mecze, a te są w konsekwencji zwykłym złodziejstwem. Przewodniczący Kolegium Sędziów Tomasz Mikulski ubolewał w wywiadach nad błędami sędziów, ale zrobił wszystko aby w zasadzie byli oni bezkarni – są jak kasta zamknięci i niedostępni.
I tu przechodzimy do drugiej grupy palaczy piekiełkowego kotła.
Działacze – do tej grupy zaliczam zarówno funkcjonariuszy PZPN, czy Ekstraklasy, jak i właścicieli i prezesów klubów. Nie tylko pan Mikulski popisywał się w tym sezonie. Geniusz z Ekstraklasy, który akceptował umowę z Canalem+, w konsekwencji swoją decyzją pokazał, ile jest warty podręcznik licencyjny. A ile jest warty? Pokazuje przykład będącej w recydywie niepłacenia Lechii Gdańsk. Nie musisz płacić na czas, możesz nawet mieć odebraną licencję w trakcie sezonu i tak ciebie nie wyrzucą, bo brak meczu powoduje potężną karę od telewizji. Ekstraklasa zapłaciła z praw telewizyjnych niektóre zobowiązania klubu. Gratulacje dla prawników prezesa Ufera za uważną lekturę zapisów tej umowy Zapłacił w ostatniej chwili zobowiązania wobec piłkarzy – licencje na następny sezon ma, jakaś śmieszna kara jest, ale bardzo śmieszna. Przypomnę, Lechia w niepłaceniu to recydywiści. Inni prezesi nie byli tacy cwani – taki prezes Stali Mielec miał pieniądze, płacił, a drużyna spadła. Uczciwość jak widać w Ekstraklasie nie popłaca.
Inną grupą byli prezesi klubów na garnuszku samorządów. Tam to dopiero pieniądze dosłownie pali się w piecu. Gliwice, Zabrze, a przede wszystkim wrocławski Śląsk pokazały, że taka struktura własności klubu z potężnymi dotacjami od samorządu mu nie pomaga, a wręcz szkodzi. W ubiegłym sezonie do ostatniej kolejki wrocławianie walczyli z Jagą o mistrza – w tym sezonie zaliczyli spektakularny upadek i spadli do I ligi mimo jeszcze większej hojności miasta.
Klasą samą dla siebie okazał się nowy właściciel Pogoni Szczecin. Gość uparty – Irańczyk z kanadyjskim paszportem – jak nie kupił wprost, to kupił klub na słupa. Głośno już jest o nim, a głośniej na pewno jeszcze będzie. Wyzywanie piszącego kibica od defektów mózgowych będących efektem związku kazirodczego, to tylko część jego publicznej aktywności. Złotousty Gonzalo Feio odszedł (jako redakcja SBS będziemy tęsknić za jego wypowiedziami), tak więc Alex Haditaghi zostaje naszą nadzieją na nadchodzący sezon.
Trzecia grupa palaczy to pseudopublicyści. Zawód dziennikarz, a w szczególności sportowy zaniknął. Dziś piszących i mówiących rzeczowo o sporcie, szczególnie o piłce nożnej, można policzyć na palcach rąk i nóg. Większość sprowadza swoją aktywność do sensacyjek, plotek i informacji z pierwszej ręki. Czytając w necie formułki „według informacji….”, „z informacji posiadanych przez….”, „zdaniem…..” to już zbiera na mdłości. Zawód dziennikarza związany był z jednym ważnym pojęciem – odpowiedzialnością za słowo. Dziś puszczając plotkę nie ma za nic odpowiedzialności. Dlatego nie nazywam tych „fachowców” dziennikarzami. Ile to razy czytaliśmy gdzie i za ile odchodzą nasi piłkarze jak Afi, Sławek i inni. Gdzie to nie miał pracować Łukasz Masłowski. Pewnie w końcu gdzieś, kiedyś odejdą – ale o tym na pewno dowiemy się od nich samych lub z komunikatów klubu.
Po zdobyciu przez Jagiellonię Mistrza Polski większość „fachowców” głosiła, że to najsłabszy mistrz. Ciekawe, że dotarł on do ćwierćfinału Ligi Konferencji i mimo długiego sezonu potrafił walczyć o podium Ekstraklasy. Ile są warte te posiadane informacje, te wasze oceny? Mniej niż klocek w kiblu. Te sensacyjki i plotki tylko wprowadzają nerwowość i zamieszanie. Parafrazując Juliana Tuwima – drodzy pseudopublicyści „a całujcie nas wszyscy w dupę”.
Gdyby nie te trzy grupy, Ekstraklasa miałaby szansę iść jeszcze wyżej. Podejrzewam, że w tym sezonie łatwo nie będzie utrzymać tak dobrego miejsca. Będziemy patrzeć na sędziów, PZPN, Ekstraklasę, prezesów klubów i publicystów. Oby sami osuszyli bagno wokół siebie...