Próżne nadzieje. Po meczu, w którym – powiedzmy – Villareal – ogra Barcelonę nikt, poza jego najwierniejszymi kibicami oczywiście, słowa pochwały nie wypowie, po główce nie pogłaszcze, trenera nie doceni. Po takim meczu komunikat będzie brzmiał: kryzys Barcelony! Nagłówki gazet sportowych prędzej wymienią kontuzjowanego od miesiąca gwiazdora piłkarskiego giganta, niż snajpera z pipidówki, który ustrzelił mu hat – tricka. No, chyba, że piłkarz właśnie znalazł się na celowniku któregoś z potentatów. Wtedy warto się nim zająć, bo przecież za chwilę może będzie grał w Wielkiej Drużynie, Która Chwilowo Przeżywa Kryzys, na marginesie którego na chwilę wskakują na czoło tabeli ci…jak im tam. Nasza piłka ligowa do niedawna cierpiała na ten sam syndrom, ale chyba jesteśmy właśnie świadkami sezonu, który może w tej kwestii sporo zmienić. Wielkie (na naszą miarę) firmy szorują brzuchem o dno tabeli. Wisła tonie, Legia ….no, to temat na osobny artykuł, Lech sam sobie gole strzela, jak przeciwnik nie da rady. A czoło tabeli okupują szare myszki, w tym z miejscowości, w której nigdy nie był nawet Tony Halik. Nawet Lechia dopiero aspiruje do grona tych, którzy wzbudzają u komentatorów większe zainteresowanie nawet wtedy, kiedy przegrywają. Można by powiedzieć, że wszystko stanęło na głowie.
Sęk w tym, że w tej pozycji tabela wygląda tak, że kibic Jagi chodzi z bananem na twarzy. Nie chodzi zresztą tylko o wynik. Jaga jedzie do Wrocławia i bez nominalnie głównego napastnika potrafi zrobić Śląskowi to, co Borussia zrobiła Legii. Kontuzje, które miały osłabić zespół najwidoczniej go wzmacniają. Jagiellonia gra z pewnością siebie, płynnie i z pomysłem. Konstantin Vassiljev jest w takiej formie, że obrońcy drużyn przeciwnych muszą go trzymać ze trzydzieści metrów przed bramką, żeby ją zabezpieczyć. Jak pokazuje tabela najlepszych strzelców ligi, nie wychodzi im to najlepiej. Trener Probierz poukładał wszystko naprawdę nieźle, widać w drużynie jego rękę i, zwłaszcza, zgranie po sezonie wspólnego grania. Miło się to wszystko ogląda i mimowolnie apetyty rosną. Cały sztab szkoleniowy przekonuje, że jeszcze wiele pracy przed nim i zawodnikami, ale chwała im za to. Tak właśnie mają mówić.
Kibic ma jednak prawo zapytać: jeśli nie teraz, to kiedy? Bajki o Kopciuszkach ziszczają się nawet w najsilniejszych ligach świata (vide: Leicester), a Jaga nie jest już żadnym Kopciuszkiem. Szczerze powiedziawszy serce rośnie mi bardziej nie wtedy, kiedy Kosta Vasiliew kolejnym „szybkim szczałem spod kolana” (copy/ paste z obecnego prezesa PZPN) strzela gola, ale kiedy widzę Michała Probierza, który przy stanie 3:0 dla swojej drużyny podskakuje z wściekłością przy linii bocznej boiska, bo któryś z zawodników przesunął się nie tak, jak wcześniej ustalono. Bo może być lepiej.
Jeszcze lepiej.
Mariusz Stepaniuk
0:2
-:-