Po trzech kolejnych porażkach Jagi z Wisłą Kraków, niedzielna wygrana, choć powinna być okazalsza, bardzo mnie satysfakcjonuje.
Widziane z drugiej strony lustra.
W wygranym przez Jagiellonię 2:1 meczu z Wisłą Kraków nasza drużyna przerwała złą passę przerywania złych pass innych zespołów. Tej złej passy Żółto-Czerwonych obawiałem się najbardziej. Bo dotychczas było tak, że gdy jakiś zespół miał złą passę, to tylko czekał na mecz z Jagiellonią: „A, poczekajmy na Jagę, na Jadze się przełamiemy”. I się przełamywali.
Tym razem również niewiele zabrakło do tego, aby zła passa Jagiellonii się powtórzyła, a Wisły skończyła, ponieważ jej porażka wcale nie była tak oczywista, jak by się mogło wydawać. Przy odrobinie szczęścia oraz jeszcze większym niż to okazał współczuciu pana sędziego, mogłoby się jej to udać. Bo Wisła przyjechała do Białegostoku mając na koncie historyczny wynik sześciu przegranych meczów z rzędu, i nie chciała pobić tego niechlubnego rekordu zwiększając go do siedmiu.
Krakowianom ułatwiał zadanie niechlujnie grający Karol Świderski, który marnował szansę za szansą i mało co a doprowadziłby mnie do zawału. W sumie zepsuł gdzieś tak ze cztery czy pięć dobrych okazji na powiększenie dorobku bramkowego swojego zespołu, czym upodobnił się do zeszłosezonowego Fiodora Cernycha. Wiśle trafiła się poprzeczka, pomógł jej też Jacek Góralski, marnując setkę na początku spotkania, oraz Piotr Tomasik, marnując rzut karny pod koniec spotkania. W przekroju całego meczu obrońca ten wypadł jak zwykle solidnie, ale po co pchał się do wapna, czort jewo znajet. Bezwzględnie musi poćwiczyć karniaki w domu.
Wcześniej jednak, Ivan Runje przegrał pojedynek z Patrykiem Małeckim, a niepewnie grający w tym spotkaniu Taras Romanczuk nie zablokował piłki, choć znajdował się na linii strzału, i dzięki nim ulubieniec naszych kibiców Patryk Małecki mógł się cieszyć ze zrobionego im psikusa w postaci gola (2:1). Na szczęście – tylko honorowego, bo mimo tylu ułatwień (wraz ze zbyt wieloma stratami piłki w wykonaniu Przemysława Frankowskiego oraz z bezpłciowym aczkolwiek krótkim występem świeżo ogolonego Macieja Górskiego), Wiślaków nie było stać na nic więcej.
Najlepiej moim zdaniem wypadli w tym meczu – w kolejności: Marian Kelemen, Dmytro Chomczenowski (1:0), Konstantin Vassiljev (2:0), Jacek Góralski, Gutieri Tomelin, Rafał Grzyb, Piotr Tomasik, Przemysław Frankowski, Ivan Runje, Damian Szymański, Przemysław Mystkowski, Maciej Górski. Najsłabiej: Karol Świderski i Taras Romanczuk.
W sumie, po trzech kolejnych porażkach Jagi z Wisłą Kraków, niedzielna wygrana, choć powinna być bardziej okazała, daje mi satysfakcję. Również dlatego, że oprócz przerwania złej passy przerywania złych pass innych zespołów, przerywa też inną złą passę Żółto-Czerwonych: passę kolejnych porażek z Wisłą Kraków. Gratuluję więc zawodnikom Jagiellonii i trenerowi Michałowi Probierzowi świetnego meczu, trzymającego w niesamowitym napięciu aż do samego końca. Jak powiedzieli komentatorzy w telewizji, a usłyszałem to po powrocie ze stadionu, w poniedziałkowej powtórce, było to prawdziwe piłkarskie tsunami.
Dziękuję, i przy okazji proszę tylko paru zawodników o większą skuteczność w wykańczaniu akcji i wykańczaniu przeciwnika. Kosta Vassiljev wszedł już na właściwą orbitę, dobija do niej o dziwo Fiodor Cernych, a wy panowie Świderski, Frankowski, Mackiewicz, Górski, na co czekacie? Aż wkurzony leśniczy wygna was z lasu?
Czop
Foto: Grzesiek Chuczun Jagiellonia.net