W piłkarskiej reprezentacji Polski mamy aż czterech byłych Jagiellończyków: Kamil Grosicki, Michał Pazdan, Thiago Cionek (Kamil i Michał byli już reprezentantami Polski grając w Jadze) i oczywiście selekcjoner Adam Nawałka, który od 1 września 2004 do 20 kwietnia 2006 (a więc zaledwie dziesięć lat temu) trenował II-ligową wówczas (w nowej nomenklaturze byłaby to 1. liga) Jagiellonię, skąd został wyrzucony za brak zadowalających wyników. Dopiero po nim pojawił się Ryszard Tarasiewicz (pracował do połowy rundy wiosennej 2006/07) a następnie Artur Płatek, który z II miejsca wprowadził Żółto-Czerwonych do ekstraklasy w roku 2007.
Płatek wpadł na genialny pomysł: o pomoc poprosił swojego przyjaciela, byłego reprezentanta Polski i byłego kapitana Schalke 04 Gelsenkirchen, obrońcę Tomasza Wałdocha. Ten przyjechał do Białgostoku na ostatnie pięć meczów sezonu i nie dopuścił do strzelenia Jadze żadnego gola. Gdy tylko pod koniec ostatniego spotkania zszedł z boiska, Jaga momentalnie straciła dwie bramki. Sam to widziałem. Ale awans miała już w kieszeni.
Lecz to nie Artur Płatek, a właśnie Adam Nawałka został selekcjonerem polskiej reprezentacji i tym razem – przeciwnie niż w Jagiellonii – wyniki ma rewelacyjne. A wszyscy nasi eks-Jagiellończycy powołani do kadry na Euro 2016 zagrali razem 21 czerwca w II połowie meczu z Ukrainą (wygranym przez Polskę 1:0).
Nie tylko jednak reprezentacja. W szerokiej kadrze ekstraklasowej również mamy pokaźne grono naszych byłych graczy. Rozegrany na początku marca minionego już sezonu 2015/16 mecz Termaliki Bruk-Bet Niecieczy z Legią (w którym Termalica wygrała 3:0) był bardzo ciekawy z punktu widzenia Żółto-Czerwonych. Spotkanie bowiem rozpoczęło się przywitaniem byłego Jagiellończyka – kapitana Legii Michała Pazdana, z byłym Jagiellończykiem – kapitanem Termaliki Dariuszem Jareckim. Zaś pod koniec kwietnia w pojedynku Zagłębia Lubin z Legią jej kapitanem był eks-Jagiellończyk Igor Lewczuk, a były Jagiellończyk Jakub Tosik, podopieczny byłego trenera Jagiellonii Piotra Stokowca strzelił Legii pierwszego gola.
JAGIELLONIA EKSTRA
Spośród byłych Jagiellończyków, wciąż występujących w pierwszych zespołach ekstraklasy polskiej, można by stworzyć całkiem ciekawą drużynę. W sezonie 2015/16 eks-Jagiellończycy zasilali kadry aż 10 klubów z najwyższego poziomu rozgrywek.
Cracovia Kraków: Grzegorz Sandomierski.
Górnik Łęczna: Łukasz Tyminski, Łukasz Bogusławski.
Górnik Zabrze: Aleksander Kwiek, Radosław Sobolewski.
Korona Kielce: Paweł Sobolewski, Łukasz Sekulski, Bartłomiej Pawłowski, Przemysław Trytko.
Lech Poznań: Maciej Gajos.
Lechia Gdańsk: Maciej Makuszewski, Adam Dźwigała.
Legia Warszawa: Michał Pazdan (c), Igor Lewczuk (c).
Pogoń Szczecin: Jakub Słowik.
Termalica BB Nieciecza: Dariusz Jarecki (c), Dawid Plizga, Pavol Staňo.
Zagłębie Lubin: Jakub Tosik.
A poza nimi, jeszcze nie tak dawno na ekstraklasowe boiska wybiegali też inni eks-Jagiellończycy, tacy jak Dariusz Łatka, Łukasz Nawotczyński, Rafał Gikiewicz, Jacek Markiewicz, Remigiusz Jezierski, Piotr Petasz, Krzysztof Król, Robert Szczot, Tomasz Bandrowski, Grzegorz Rasiak, Ebi Smolarek czy też Vahan Gevorgian, Bruno Coutinho Martins, Andrius Skerla, Tadas Kijanskas, Hermes Neves Soares, Alexis Norambuena. W Zawiszy w 2013 roku utworzyła się nawet dość pokaźna kolonia byłych Jagiellończyków, bo obok Hermesa Nevesa Soaresa był jeszcze Vahan Gevorgyan, Igor Lewczuk, Piotr Petasz i Łukasz Nawotczyński, oraz były trener Jagiellonii niejaki Rysio Tarasiewicz. Później podobnie stało się w Koronie.
CZY NAPRAWDĘ SIĘ NIE NADAWALI?
Ci wszyscy wymienieni wyżej zawodnicy niby nie nadawali się już do gry w podstawowym składzie Jagiellonii, nieraz nawet nie łapali się na ławkę rezerwowych, byli na Jagę za ciency, natomiast w innych klubach ekstraklasy z powodzeniem występowali i w wielu przypadkach nadal występują w pierwszej drużynie, spisując się zupełnie dobrze.
Przyjemnie jest zobaczyć takiego czy innego gracza w jakiejś porządnej drużynie ekstraklasowej czy zagranicznej i przypomnieć sobie, jak to było, gdy grał on w zespole Żółto-Czerwonych. W świat wyfrunęli tacy piłkarze jak Thiago Cionek, Tomasz Kupisz, Grzegorz Sandomierski (który poszedł z Polski i wrócił do Polski), Mateusz Piątkowski, Patryk Tuszyński, Nika Dzalamidze.
Można też żałować, że wielu z nich już w Białymstoku nie ma. Jedni zostali korzystnie sprzedani, inni wynieśli się na własne życzenie, jeszcze inni najzwyczajniej podpadli zarządowi albo któremuś z trenerów, a część po prostu spławiono, nieraz zbyt pochopnie.
Hermesa skreślono w Jagiellonii bo stwierdzono że jest za stary, Skerlę dlatego że prawdopodobnie był już zużyty fizycznie, Stano podobno nie chciał się zgodzić na obniżenie kontraktu, a jeszcze zdaje się zaliczył też samobója, natomiast Lewczuk był współwinnym utraty dwóch bramek w ciągu pierwszych siedmiu minut w meczu Jagi z Arisem Saloniki, a potem nie chciał przedłużyć kontraktu o rok, za co przez trzy tygodnie musiał przychodzić do klubu, uskuteczniać bieganie i prasówkę. Przemysław Trytko za brak woli poddania się naciskowi zarządu musiał rozbierać choinki w klubie. Szkoda, że nie panienki.
STACJA PRZESIADKOWA
Byli też tacy, którzy traktowali Jagiellonię jedynie jako stację przesiadkową i nie wykazywali zbyt wiele zapału do gry. Tych oczywiście nie żal i nie wspomina się ich z jakimś szczególnym sentymentem.
Bruno miał już dość Białegostoku, a Smolarek nie chciał pracować w systemie motywacyjnym. Z kolei Szczot został sprzedany na własne życzenie i odszedł z Jagiellonii aby „walczyć o wyższe cele”. Skończyło się tym, że po jego odejściu Jagiellonia zdobyła Puchar i Superpuchar Polski, a on sam ostatnimi czasy wylądował w Olimpii Grudziądz, a obecnie – nie wiadomo nawet gdzie jest.
Najnowsze przykłady zawodników, z którymi rozstał się klub, to Filip Modelski, zesłany do III-ligowych rezerw za odmowę podpisania nowego kontraktu oraz Sebastian Madera, który przeszedł na dietę typu „light” (lebioda i szczaw, czy coś w tym rodzaju) i nie chciał z niej zrezygnować, a jakie to przyniosło skutki, widać było na boisku. Pozbyto się też paru innych, którzy rzeczywiście nie nadawali się do gry.
Kiedy Paweł Sobolewski odchodził z Jagi, numer jego koszulki został dożywotnio zastrzeżony, a gdy pojawiał się w Białymstoku na gościnnych występach, otrzymywał od kibiców solidną porcję pozdrowień, na które zasłużył swoją świetną grą dla Jagiellonii. Niestety, za kolejnym przyjazdem z Koroną Sobolek nie wytrzymał ciśnienia i zajął się wycinaniem naszych zawodników równo z trawą. W tym momencie fani Żółto-Czerwonych stracili dla niego całą sympatię, a zastrzeżony dożywotnio numer zarząd klubu puścił do dalszego obrotu.
PRAWDZIWE MOTYWY
Gra w Jagiellonii jest dla dużej grupy piłkarzy trampoliną do dalszego rozwoju i do rozbudowywania kariery zawodowej. Żeby nie cofać się zbyt głęboko w czasie i nie przywoływać kolejnych nazwisk, wystarczy gdy wspomnę tylko o Tomaszu Frankowskim, który zaczął karierę w Jagiellonii, przemierzył cały świat z Japonią i USA włącznie, i zakończył ją również w Jadze, zdobywając z nią Puchar Polski i Superpuchar oraz tytuł (kolejny) króla strzelców ligi. Mimo różnicy zdań z ówczesnymi trenerami Michałem Probierzem a później Tomaszem Hajto, nie dał się spławić ani wygryźć aż do końca swojej pracy w charakterze piłkarza. Ale wiadomo, Franek Franek Łowca Bramek jest jedyny i niepowtarzalny. Już dawno powinien mieć w Białymstoku ulicę albo plac ze swoim nazwiskiem. W Krakowie zresztą też.
Prawdziwe motywy podejmowanych decyzji zarządu, trenerów, czy zawodników o odejściu z zespołu trudno wykryć i trudno zrozumieć, ponieważ przeważnie utrzymywane są w tajemnicy. Niemniej, zagadką jest, że wielu piłkarzy, dla których zabrakło miejsca w kadrze Żółto-Czerwonych rzekomo z powodu zbyt małych umiejętności, świetnie znajduje się w innych zespołach ekstraklasowych, i to w podstawowym składzie. Tam ich kwalifikacje okazują się zupełnie wystarczające. Szkoda, że tacy piłkarze znikają z Jagi przedwcześnie.
Czop
Foto: Michał Kardasz, Jagiellonia.net
1:3
-:-