Po raz kolejny nasz zespół bardzo słabo wszedł w spotkanie. Co prawda, świetną sytuację miał Frankowski w 11. minucie, ale zaraz potem w głupiej sytuacji w polu karnym sfaulował Taras Romanchuk - rzut karny pewnie wykorzystał Adam Mójta. Sytuacji było coraz więcej, dwa razy wzdłuż bramki wrzucał Frankowski, trzy raz urwał się Mackiewicz. Cały czas brakowało wykończenia, po raz kolejny Fedor Cernych nie potrafił znaleźć drogi do bramki rywala. Zawodnicy Michała Probierza coraz śmielej atakowali bramkę Podbeskidzie, aż w końcu okazję z rzutu różnego wykorzystał Dawid Szymonowicz. Końcówka pierwsze połowy to już totalna dominacja Żółto-Czerwonych. Okazje Mackiewicza, Cernycha, Gutiego. Brakowało naprawdę niewiele, ale w 44. minucie z bardzo groźną kontrą wyszli Bielszczanie i Bartek Drągowski został zmuszony do poważnej interwencji.
Druga połowa to po raz kolejny nienajgorsza gra Jagiellonii. Po raz kolejny zawodziła niestety skuteczność - sytuacje Tomasika, Świderskiego, Cernycha wołały o pomstę do nieba. Gdy wydawało się, że jesteśmy coraz bliżej drugiego gola, Podbeskidzie nieoczekiwanie zdobyło bramkę, które dała im prowadzenie. Zamieszczanie w naszym polu karnym wykorzystał Mateusz Szczepaniak, który strzelił swoją 10. bramkę w sezonie. Po raz kolejny wydawało się, że jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji i przegramy kolejny mecz, którego przegrać nie powinniśmy. Wtedy Baranowski sfaulował Cernycha 35 metrów przed bramką, do piłki podszedł Kostia Vassiljev i zdecydował się na bezpośredni strzał - piłka skozłowała i po błędzie Zubasa wpadła do siatki. Wszystkim ponownie powróciła wiara w zwycięstwo i w ostatniej akcji spotkania Świder zagraniem piętą założył siatkę rywalowi, po czym wślizgiem odegrał Tarasowi, który kapitalnym strzałem po ziemi zapewnił nam zwycięstwo. Dzisiaj los nam zdecydowanie oddał.
Widzieliście już radość piłkarzy i kibiców po golu Tarasa? Jeżeli nie, zobaczcie to koniecznie, takie momenty przechodzą do historii!
Maciej Łukaszewicz
0:2
-:-