Morf | 1 Lutego 2015 g. 11:14
Na naszym redakcyjnym profilu Facebook`a pojawił się ciekawy wpis cyt.” Pamięta ktoś Zenona Jaskółę? Taki kolarz z lat 90-tych do dziś najwyżej sklasyfikowany Polak w TdF. Zenek w sposób rozbrajający podsumował dyskusję o dopingu kolarstwie:
Na naszym redakcyjnym profilu Facebook`a pojawił się ciekawy wpis cyt. ”Pamięta ktoś Zenona Jaskółę? Taki kolarz z lat 90. do dziś najwyżej sklasyfikowany Polak w TdF. Zenek w sposób rozbrajający podsumował dyskusję o dopingu kolarstwie:
>>No przecież na samym makaronie Alp się przejechać nie da!<< Coś w tym jest co mówi, ale pytanie czy kiedykolwiek uda się wyplenić szprycowanie ze sportu i kto jest temu winny? Zawodnicy, kibice, czy telewizje, które wymyślają coraz bardziej karkołomne konkurencje byle tylko uatrakcyjnić widowisko?”
Automatycznie po lekturze tego krótkiego wpisu pojawiło się w mojej głowie zapytanie. Czy tylko kolarze, bokserzy czy też niemieckie pływaczki którym urosły włosy na cyckach i pomiędzy nogami pojawił się „pan penisek” to jedyni? Ostatnio w trakcie rozmowy w gronie znajomych padło ciekawe stwierdzenie. Czy w historii sportów zespołowych zdarzyło się tak, że reprezentacje jednego kraju w piłce nożnej, koszykówce, piłce ręcznej oraz zespoły klubowe wygrywały najwyższe laury? Czy nie jest to dziwne i przynajmniej mocno zadziwiające? Jak ktoś dobrze poszuka to znajdzie informacje o tym ile razy zawodnikom z tego kraju przetacza się w ciągu roku krwi. Wszystkich jednak to mało obchodzi, biznes się kręci, koła marketingu idą w ruch i nikomu nie zależy na tym aby sport był tym czym być powinien.
Medycyna i specyfiki medyczne już dawno wkroczyły w świat sportu i wbrew wszelkim tłumaczeniom, sport wyczynowy ma niewiele wspólnego ze słowem „sport”. Zapodziała się ludzka praca nad ciałem i duchem w celu osiągnięcia lepszego rezultatu. Liczy się badanie krwi, liczy się odżywka. Tu pojawia się cienka granica którą bardzo łatwo przekroczyć. Liczy się to ile na danym zawodniku można zarobić i ile dany zawodnik może zarobić.
Tak samo na siłowniach pełno koksowników jak w stanie wojennym za Jaruzelskiego. Żrą, pakują i puchną, a w głowie zamiast mózgu pojawia się gąbka. Byle by tylko w krótkim czasie skonstruować sylwetkę byka przed wizytą w rzeźni. Wszystko na skróty. Ciężka praca staje się coraz bardziej obca ludziom. Medialna perspektywa posiadania wszystkiego przy pomocy czarodziejskiej różdżki ryje mózgi niczym kret w pełnię księżyca. Już legendą obrosło laboratorium Milanu gdzie każdego zawodnika da się tak podrasować i podreperować farmakologicznie, że ten dostaje witalności jak gumisie po soku z gumijagód.
Tutaj dochodzę do naszej polskiej przenno-buraczanej ekstraklasy z naszymi kochanymi łamagami zaczepiającymi się o własne stopy. Warto jest postawić pytanie. Czy w polskiej ekstraklasie są specjaliści, którzy mogą wspomagać naszych piłkarzy? Sam niejednokrotnie byłem świadkiem jak zawodnicy udawali się na testy antydopingowe. Czy zatem istnieje możliwość podrasowania swoich umiejętności w polskich klubach? Czy nagły wzrost wydajności to jedynie efekt ciężkiej pracy czy nie tylko?
Popełniłem ten tekst w odniesieniu do sportu, piłki, naszej ligi i w konsekwencji do Jagiellonii, bo ciekawi mnie jak na podobne rzeczy patrzy się w naszym klubie. Ciekawi mnie jak do tego tematu pasuje postawa Tomasza Bandrowskiego, który świadomie układa jadłospis, alkoholu nie pija i również nie korzysta z odżywek. Broń Boże nie jest to zarzut, a raczej powód do przemyślenia jak do takich spraw podchodzi się w klubie, któremu kibicuję i którego sukcesami i niepowodzeniami żyje od wielu, wielu lat. Ciekaw jestem Waszych opinii, co Wy sądzicie o tym temacie?