„Święci?”
filip  |  1 Lutego 2015  g. 11:14
„Kazimierz Deyna, Deyna Kazimierz, Kazik jest święty nie rusz go bo zginiesz!”. To chyba jedna z najbardziej znanych przyśpiewek lat 70-tych ze stadionu przy Łazienkowskiej. Czemu?

Bo słynny Kaka przez całą swoją karierę w kraju witany na wyjazdach był tak samo gorąco, jak obecnie biegający baner reklamowy żelu do włosów z Santiago Bernabeu, znany wśród nastolatek jako CR7. Gwizdy, wyzwiska, czasami poleciało coś z trybun. Ot taki stadionowy folklor, który dziś media głównego nurtu nazwałyby obrzydliwym kibolstwem... Był to także doskonały sposób na zjednoczenie ludzi wokół swojego bohatera. Nie ważne czy był to Kazimierz Deyna czy Janek Kowalski z A-klasowego klubu, który takie powitanie otrzymywał tylko w sąsiedniej wiosce. Grunt, że miał przesrane u innych, to my teraz murem za nim.
W Polsce od ponad 20 lat cierpimy na swoiste rozdwojenie jaźni. Z jednej strony ciągle jesteśmy piłkarskimi romantykami. Media ciągle z łezką w oku serwują nam opowieści albo z cyklu „Jak kozacy w piłkę grali”, albo szukają jakichś stadionowych świeckich tradycji, albo ciągle opowiadają jak ten czy tamten są żywą legenda jakiegoś klubu. Skąd to się bierze? Nie będę opowiadał różnic o sporcie w PRLu i naszej nowej, odrodzonej i demokratycznej, bo od tego jest Wikipedia. Wystarczy nadmienić, że różnica jest fundamentalna. Łatwiej było stać się legendą będąc przykutym do resortowego klubu niż mając kontrakt. Dla kibiców z Łazienkowskiej oficer Wojska Polskiego Kazimierz Deyna będzie zawsze święty, bo kisł w tym klubie, póki aparat nie wycisnął go jak cytryny. Biorąc pod uwagę dzisiejszą sytuację, już pewnie po Igrzyskach w Monachium przyjechałby ktoś po niego z walizką pieniędzy i tyle by go w Warszawie widzieli. W tym miejscu warto nadmienić, że ten sam święty Kazimierz tak palił się do gry w Legii, że na stadionie ŁKSu specjalne czujki wypatrywały i w porę ostrzegały przed patrolami WSW, które miały go zgarnąć z obiektu przy Al. Unii i odesłać do stolicy, w celu odbycia służby wojskowej na stadionie przy Łazienkowskiej. Najlepszy strzelec w historii ligi Gerard Cieślik całe życie spędził w jednym klubie. Gdzie mu miało być lepiej niż na Śląsku? Tam się grało, tam się wygrywało, tam prezesami klubów byli ministrowie górnictwa, a w końcu to węgiel był polskim sumieniem w tym czasie... Kolejny przykład z drugiej strony śląskiej barykady, czyli Lubański. Czy to normalne, żeby o czyimś transferze decydował KW PZPR? Wtedy to było normalne. Tak samo jak normalną była w tamtych czasach decyzja naszych lokalnych partyjniaków o odpuszczeniu pomocy dla Włókniarza i skierowania całej uwagi na Jagiellonię. Ludzie, którzy całe życie byli związani z jednym pionem, z jedną ligą i mający iluzoryczne szanse na wyjazd za granicę, po prostu byli mniej skorzy do transferów. Logika była prosta. Lodówka, pralka, duży fiat i mieszkanie poza kolejką były o wiele bardziej atrakcyjne, niż wyzwania sportowe. Bo po co? Po co iść z jednego resortu do drugiego? Po co było się narażać partyjnym notablom? Taki zawodnik grał sezon, dwa, pięć, czasami dziesięć. Rozgrywał setki spotkań, statystyki pięknie się zaokrąglały i powoli stawał się żywą legendą.
Po 90 roku podobno zmieniło się u nas wszystko. Podobno, bo mentalnie polski kibic stoi na rozdrożu. Bardziej pojętni wiedzą, że wszystko płynie a czasy się zmieniły, mniej pojętnym trzeba to tłumaczyć. Nie zmienia to jednego, że jedni i drudzy tęsknią za swoimi lokalnymi Cieślikami, Deynami. Taki, którzy większość życia orali murawę w jednym klubie. Każdy region i klub mają swoich bohaterów. U nas na forum pojawił się kiedyś temat Jagiellończyków z krwi i kości. Padały różne nazwiska Ostrowski, Ambrożej, Kobeszko. Wszyscy zagrali masę spotkań w Jagiellonii w różnych ligach. To budzi szacunek. Zwłaszcza, że były to czasy kiedy nie latało się do Turcji na zgrupowanie w ładnych garniturach. Kiedy piłkarze żółto-czerwonych kopali się w czoło na IV-ligowych pastwiskach, w mieście z łezką w oku mówiło się o wychowankach Karalusa, którzy robią kariery w „innym świecie”, ale o Białymstoku na pewno nie zapomnieli. Zeszły sezon, stadion przy Konwiktorskiej, Smolarek strzela bramkę ręką. Kto ją najbardziej fetuje, co widać w Canale +? Panowie Piekarski i Citko. To w końcu jak? Pochodzenie skąd coś znaczy czy liczą się tylko pieniądze. Zapomnieli czy nie zapomnieli. Dzisiaj dziennikarze największych stacji, radiowych, telewizyjnych i gazet, cierpią na swoiste rozdwojenie jaźni. Jak robią wywiad z jedną z tzw. legend, ciągle podkreślają, jakie to stare pokolenie jest super, bo miało zasady i ich przestrzegało. Jak robią wywiad z aktualnym piłkarzem to ciągle potakują, że piłkarz to zawód a każdy ma prawo do zmiany pracy. To jak jest?
Może czas najwyższy się zastanowić czy piłkarz jest PANEM Piłkarzem czy taki samym człowiekiem zarabiającym na życie, jak kibic, który przychodzi go oglądać. Co jest ważniejsze przywiązanie do barw czy kontrakt? Może trzeba pozbyć się romantycznych marzeń o ludziach, którzy są ponad kontrakty, reklamy, transfery, czyli są święci w rozumieniu wyznawców Deyny i Cieślika. Może dziś czas zacząć oceniać ludzi po tym, jak postępowali wypełniając kontrakt z naszym klubem? Czy zawsze byli profesjonalistami, czy pracując u nas zawsze robili to jak najlepiej? Czy obchodziła ich drużyna, załoga czy jak nazwać tych ich współpracowników (tak wiem brzmi paskudnie), czy po porażkach biegali roześmiani po boisku. Może to właśnie profesjonalizm, podejście do swoich obowiązków i szacunek bo ludzi, którzy przykładają nawet jeśli minimalną, to zawsze jakąś cegiełkę do wypłaty, powinien być miarą współczesnej „świętości”? Ja na te pytanie nie umiem odpowiedzieć. Szczerze przyznam się, że ciągle toczę wewnętrzny bój między romantykiem, który tęskni za herosami, a pragmatykiem, który wie że PANÓW piłkarzy już nie ma i nigdy nie było, a deklaracje ze strony zawodników o przywiązaniu do barw komentuje co najwyżej ironicznym uśmiechem. Po prostu w dzisiejszych czasach, jest więcej pokus i możliwości. Ten tekst był pisany ku pamięci i przestrodze. Żeby w przyszłości, gdy dojdzie do jakiejś stykowej sytuacji, ktoś się zastanowił zanim wygwiżdże, zwyzywa czy nazwie zdrajcą, byłego piłkarza swojej drużyny. Nie mówiąc już rzucaniu świńskim łbem. Czasy mogą być różne, ale ludzie w gruncie rzeczy są tacy sami, tylko okoliczności ułatwiają lub utrudniają pewne zachowania.
 
 
 
 
Klub
M
PKT
BR
1
Jagiellonia Białystok
28
52
64-38
2
Śląsk Wrocław
28
50
38-26
3
Lech Poznań
28
48
40-32
4
Pogoń Szczecin
28
47
54-32
5
Raków Częstochowa
28
46
50-31
6
Legia Warszawa
28
46
43-33
7
Górnik Zabrze
28
45
38-32
8
Widzew Łódź
28
39
36-36
9
Stal Mielec
28
38
33-34
10
Radomiak Radom
28
35
34-43
11
Zagłębie Lubin
28
35
30-41
12
Cracovia
28
32
38-39
13
Piast Gliwice
28
32
28-32
14
Warta Poznań
28
31
26-33
15
Puszcza Niepołomice
28
29
34-46
16
Korona Kielce
28
27
30-38
17
ŁKS Łódź
28
21
26-58
18
Ruch Chorzów
28
20
29-47
 
OSTATNI
14.04.2024, 15:00
 
 

1:3

 
NASTĘPNY
20.04.2024, 20:30
 
 

-:-

 
 
 
 
Bramki
Zawodnik
9
Jesus Imaz
9
Bartłomiej Wdowik
8
Afimico Pululu
7
Rui Filipe Da Cunha Correia Nene
6
Kristoffer Hansen
6
Jose Manuel Garcia Naranjo
6
Dominik Marczuk
3
Mateusz Skrzypczak
2
Kaan Caliskaner
2
Jakub Lewicki
1
Wojciech Łaski
1
Michal Sacek
1
Jarosław Kubicki
 
 
 
 
Partnerzy
 
 
Darmowy Program PIT dostarcza Instytut Wsparcia Organizacji Pozarządowych w ramach projektu PITax.pl dla OPP
Znajdź nas na:
Partnerzy
 
 
© 2004-2024 jagiellonia.net. Wszelkie prawa zastrzeżone


Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.