"Jak to na wiosnę bywało", czyli wspomnienie inauguracji w 2003 roku.
filip | 1 Lutego 2015 g. 11:14
Ostatnio zastanawiałem się czym różnią się przygotowania studenta do sesji i piłkarzy do inauguracji nowej rundy. Z porównania wynikało, że praktycznie niczym. Wbrew obiegowej opinii, iż każdy student to cielak, a każdy piłkarz to ćwierćinteligent, udało mi się znaleźć wiele wspólnych mianowników.
Ostatnio zastanawiałem się czym różnią się przygotowania studenta do sesji i piłkarzy do inauguracji nowej rundy. Z porównania wynikało, że praktycznie niczym. Wbrew obiegowej opinii, iż każdy student to cielak, a każdy piłkarz to ćwierćinteligent, udało mi się znaleźć wiele wspólnych mianowników. Sesja na uczelniach zakończona, a ta piłkarska zbliża się wielkimi krokami. Przypomnijmy sobie, jak wyglądały inauguracje, a dokładnie trzy pierwsze spotkania wiosny, w wykonaniu naszych „asów” na przestrzeni ostatnich ośmiu lat.
Pierwszym okresem jakiemu się przyjrzymy, będzie inauguracja ostatniej, miejmy nadzieję, wiosny w trzeciej klasie rozgrywkowej. Z kronikarskiego obowiązku należy przypomnieć ówczesne realia. Zwłaszcza, że sytuacja w każdym aspekcie klubowego życia, była różna od obecnej o 180’. Począwszy od milionowych długów pozostawionych przez trio Mojsiuszko- Bańkowski- Łazarek, poprzez kameralny i dość zapuszczony stadion na Jurowieckiej, na koszulkach a’la Korona Kielce kończąc (żółto-czerwone pasy były wtedy pionowe…). Ze wszystkich wyżej wymienionych powodów drużyna prowadzona przez Witolda Mroziewskiego nie miała łatwego zadania. Na pewno nie przystępowała też do rundy wiosennej w roli murowanego faworyta ligi. Lokalne media nawet nie kryły się, że bardziej sympatyzują z Warmią Grajewo, która po rundzie jesiennej miała tyle samo punktów, co żółto-czerwoni. Do prowadzącej Gwardii ekipy z Podlasia traciły 6 pkt.
Przejdźmy do samych rozgrywek. Zgodnie ze staropolską tradycją, pierwsza kolejka rundy wiosennej, zwłaszcza w niższych ligach, nigdy nie dochodziła do skutku. Tak samo było na wiosnę 2003. W tamtym przypadku nie zostały rozegrane dwa pierwsze spotkania z Warmią i Zniczem Pruszków, które przełożone na późniejsze terminy. W pierwszym ligowym meczu, Jaga podejmowała, przy Jurowieckiej, Hutnika Warszawa. Warszawska ekipa była wyraźnym outsiderem ligi, który do Białegostoku przyjeżdżał z dorobkiem 1 pkt (!), ostatecznie do końca rundy uciułał jeszcze cztery i z hukiem opuścił 3-cią ligę. Dlatego nikogo nie zdziwiło wysokie, czterobramkowe, zwycięstwo białostocczan. Do siatki rywali trafiali dwa razy Dariusz Łatka, Wojtek Kobeszko i Mariusz Dzienis. Prasa uznała zwycięstwo za coś naturalnego. Gazeta Wyborcza zatytułowała relację ze spotkania „Prawdziwy start na Okęciu”. Tytuł wyraźnie wskazywał, że starcie z Hutnikiem było tylko przedłużeniem sparingów, a prawdziwym sprawdzianem będzie wyjazdowy mecz z inną warszawską drużyną, Okęciem.
29 marca 2003 jagiellończycy zaingerowali wiosnę na obcym terenie. Z Warszawie padł bezbrakowy remis i doszło do podziału punktów. Z relacji prasowych można dowiedzieć się, że był to mecze przede wszystkim brakarzy, Andrzej Olszewskiego i Roberta Dziuby. Obaj kilkakrotnie ratowali swoje zespoły przed niemal pewną stratą bramki. Jednak wydarzenia ze stolicy schodziły na drugi plan wobec zbliżających się derbów z Wigrami.
W tamtym okresie drużyna z Suwałk nie należała do ligowych potentatów. Co roku rozpaczliwie broniła się przed spadkiem, a we wspominanym 2003 roku, na dwa lata opuściła szeregi trzeciej ligi. Samo spotkanie zakończyło się zwycięstwem Jagiellonii 3:2, jednak jeśli wierzyć relacjom z tamtego okresu, to wynik zupełnie nie odzwierciedlał tego, co działo się na boisku. Jaga powinna wówczas strzelić jeszcze parę bramek, zawodziła niestety skuteczność. Natomiast trafienia Wigier były bardziej efektem słabej postawy białostockiej defensywy, niż wysokich umiejętności suwalskich napastników. W każdym bądź razie trzy punkty pozostały w Białymstoku, a to spotkanie było ostatnim, oficjalnym, meczem pomiędzy Jagą a Wigrami. Bramki dla białostoczan zdobyli: Kobeszko (dwie) i z rzutu karnego Łatka.
Po pierwszych trzech spotkaniach bilans Jagiellonii wyglądał bardzo dobrze. Siedem punktów w trzech meczach i bilans bramkowy 7:2 robiły wrażenie. Jak się zakończyła ta runda nie muszę chyba przypominać, dlatego napisze w wielkim skrócie. Wiosnę 2003 można uznać za okres równie ważny, co obecny sezon. Po pierwsze byliśmy świadkami koncertu w wykonaniu piłkarzy, którzy wygrali ligę z przewagą 9 pkt, nad drugą Gwardią Warszawa. Po drugie klub został podniesiony z dna przez prezesa Lecha Rutkowskiego. Warto pamiętać o nim przede wszystkim ze względu na uporządkowanie sytuacji finansowej, jak i ściągnięcie do Jagi inwestorów, którzy w większości są z nami do dziś, czyli firm BOS, Havo i MTC. Największe sukcesy rodzą się w głodzie i chłodzie, tak samo było w tamtym okresie. Jeszcze w trakcie zimowych przygotowań piłkarze pożyczali sobie pieniądze żeby jakoś dociągnąć do następnej, niepewnej, wypłaty. Jednak tragiczna sytuacja nie zraziła ich i na boisku dawali z siebie 120%. Najważniejsze, że w maju nad Jagiellonią zaświeciło słońce, które nie gaśnie do dziś!
Filip
PS. Już jutro wspomnienie wiosennej inauguracji, w kolejnym, już drugoligowym sezonie.
Fot. Jan Malec
Powiązane linki: