Wywiad rzeka z Trenerem Probierzem cz.1
Morf  |  1 Lutego 2015  g. 11:14
Pomiędzy dwoma ważnymi wyjazdowymi spotkaniami. Jednym z Legią Warszawa a drugim z Koroną w Kielcach mieliśmy przyjemność przeprowadzić wywiad z trenerem Jagiellonii Michałem Probierzem. Zapraszamy do lektury jego pierwszej części.

Gdyby nie sport to najprawdopodobniej nie siedzielibyśmy tutaj. Jednak załóżmy że nie ma piłki nożnej. Co by Pan mógł dzisiaj robić gdyby nie piłka nożna?
Michał Probierz Powiem szczerze, że nigdy się nad tym nie zastanawiałem. W mojej rodzinie było dużo piłki nożnej. Mój Ojciec, mój Wujek byli związani z piłką nożną. Ten sport był w naszej rodzinie i od małego nie wyobrażałem sobie niczego innego, jak tylko związanie się z piłką.

Pamięta Pan swój pierwszy mecz? Pierwszy w ogóle jaki Pan rozegrał?
M.P. Szczerze mówiąc to w chwili obecnej nie przypominam sobie kiedy to miało miejsce.

Jak to się stało, że Pana kariera piłkarska potoczyła się tak, a nie inaczej. Wielu chłopakom przecież się nie udawało, dzisiaj jest podobnie. Szczęście do Pana uśmiechnęło się w pewnym momencie?
M.P. Pamiętam jak grałem w Gwarku Zabrze w szkółce Górnika. Bardzo dużo chłopaków nie wchodziło do Górnika. Taki okres wtedy był. Graliśmy wtedy środa-sobota w lidze juniorów. W środę wygraliśmy na Ruchu 7:1 ja strzeliłem trzy bramki i miałem asystę, a w sobotę również było dobrze. W meczu na Stadionie Śląskim pojawili się Jurek Wyrobek z Albinem Wirą. Też wygraliśmy z 4 czy 5 do 0 i znów miałem asystę i strzeliłem bramkę. Potem pojechali oni do rodziców, porozmawiali i po dwóch tygodniach już byłem w Ruchu.

Po okresie gry w Ruchu wyjeżdża Pan do Niemiec. Był to bodajże rok 1993.
M.P. To akurat również był przypadek, ten mój wyjazd do Niemiec. Na mecz bodajże z Sokołem Pniewy przyjechali wysłannicy z Niemiec oglądać Darka Gęsiora. Tak się zdarzyło, że wpadłem im w oko i zaproponowali, że jeszcze przyjadą na jeden mecz. Przyjechali na Puchar Polski, na mecz do Poznania. No i przyjechali, a z Poznania już jechałem do Niemiec autem. Dogadali się z klubem i już w sobotę grałem w drugiej Bundeslidze.

Trafił Pan z kraju przemian, do Niemiec Zachodnich. Był jakiś szok kulturowy?
M.P. Dla nas to był mega wielki szok, ja się nie spodziewałem w ogóle że mogę coś takiego zastać. Rożnica między bazą treningową, między podejściem do piłki. Sam mój przyjazd był dla mnie szokiem. Jak się weszło do szatni i na wyjazd nie brało się nic oprócz saszetki. Wszystko było popakowane, ludzie brali to za ciebie, buty czyścili. Dla mnie to był wielki szok.

Potem był jeszcze jeden klub. Bochum jak się nie mylę tak?
M.P. Nie, to był klub który się nazywa SG Wattenscheid 09, to jest dzielnica Bochum. To kiedyś była filia VFL Bochum. Tam Marek Leśniak grał bardzo długo i był ikoną tego klubu. Prezydentem klubu jest człowiek, który bardzo często grał w piłkę – Steimann. Jak on był, to zespół grał na granicy pierwszej i drugiej ligi. Teraz gra w piątej lidze jak się nie mylę. Masażystą jest tam teraz mój kolega.

Wracając do tego okres, kiedy był Pan juniorem w Łagiewnikach. Szczególnie biorąc pod uwagę dzisiejszą młodzież, która pewnie będzie to czytała to niech Pan powie jak Pan godził naukę z piłką nożną?
M.P. Dzisiaj jest to bardzo trudne. My mieliśmy zdecydowanie mniej nauki. Mieliśmy zdecydowanie spokojniej. Mieliśmy tak, że przychodziło się, grało się i wieczorem można było robić lekcje bo nie było nic innego do roboty. Dzisiaj młodzi ludzie włączą komputer i nie myślą o niczym innym. Do sportu ciężko jest zachęcić młodych ludzi i muszą być rzeczywiście dobre warunki aby przekonać do sportu ogólnie, w tym do piłki. Czasami też trzeba mieć trochę szczęścia, aby trafić na odpowiednich ludzi, aby umieli Ciebie pokierować i przekazać coś co będzie później procentowało.

Jak to się przedstawia w Białymstoku, jak widzi Pan tych młodych chłopców, którzy próbują kopać? Czy widzi Pan jako trener ludzi, którzy chcą pracować, umieją w piłkę grać i chcą się rozwijać?
M.P. To jest ogólnie bardzo trudny temat. Generalnie staram się tych chłopaków oglądać. Choćbyśmy chcieli to nie jesteśmy w stanie obejrzeć wszystkiego. Mamy te dalekie wyjazdy, które są w tym wypadku niesprzyjające. Często się zdarza, że wyjeżdżamy dwa dni wcześniej i wracamy po meczu w nocy. Ciężko jest tych młodych dokładnie oglądać. Wyróżniających się chłopaków regularnie sprawdzamy. Na pewno są tutaj bardzo ciekawi chłopcy ale oni wszyscy muszą zrozumieć jedną rzecz. Jeśli chcą być dobrzy, najlepsi to muszą postawić na piłkę i ona musi być dla nich najważniejsza. To, że Białystok jest również bardzo ciekawym miastem to mają również inne atrakcje i to jest jakaś przeszkoda. Jednak mają przykłady, jak Tomka Frankowskiego, Grześka Sandomierskiego, Marka Wasiluka czy Igora Lewczuka, że warto. Mają przykład, że można się stąd wybić i grać dobrze.

A propos graczy z Podlasia. W roku 1993 ponownie los spotyka Pana z Jagiellonią. To był zespół, który pobił niechlubny rekord jeśli chodzi o spadek z ligi. 9 punktów w 18 zespołowej ekstraklasie. Czy wtedy grając przeciwko tamtej Jagiellonii kiedy Ruch, w którym Pan grał wrzucił w tym meczu 3 bramki przypuszczał Pan, że z tego zespołu wyjdzie tylu graczy, którzy później znaczyli bardzo dużo w piłce krajowej?
M.P. No wydaje mi się, że jeśli sprawdziłoby się rocznikowo to nie wiem czy nie były to dwa porównywalne zespoły. U nas też i Radek Gilewicz był bardzo młody, ja grałem młody, grał dosyć młody Romek Dąbrowski. Tam był jeszcze Damian Łukasik, też młody zawodnik. Także to było w jakimś stopniu porównywalne. Łatwiej wtedy było młodym zawodnikom wchodzić w kluby. Po pierwsze nie było tylu obcokrajowców, a dobrzy zawodnicy nie wyjeżdżali wtedy tak szybko. Wszyscy zawodnicy w tym Ci młodzi mieli możliwość na treningach rozwijania się pod okiem starszych, bardziej doświadczonych ludzi. Tak jak teraz u nas jest Tomek Frankowski czy Hermes. Młodzi mogą od nich czerpać, wzorować się na nich i ich grze.

Skoro poruszył Pan ten temat to kto z obecnych zawodników naszego zespołu najbardziej podpatruje i próbuje uczyć się od tych doświadczonych – jakby nie patrzeć asów w pana zespole?
M.P. Jest grupa ludzi, która podgląda i to rzeczywiście widać, że sporo tych chłopaków stara się naśladować choć nie jest to łatwe. Samo naśladowanie Tomka jest mega trudne i sam żałuję, że kiedyś w karierze swojej nie spotkałem chłopaka od którego mógłbym się tyle nauczyć jeśli chodzi o wykorzystywanie sytuacji podbramkowych. Zachowaniu takiego spokoju.

Bramka Franka z Polonią Warszawa to majstersztyk, celowe zagranie piłki kozłem aby zmylić Przyrowskiego.
M.P. W trakcie gry było to ciężko zobaczyć. Jak obejrzałem powtórkę to śmiało można powiedzieć że była to bramka jedna z ładniejszych bo rzeczywiście widać, że był taki zamiar Tomka.

Wyjątkowo Polonia Warszawa chyba nie ma do niego szczęścia siedemnaście spotkań z Polonią i siedemnaście goli im strzelonych.
M.P. To było kluczowe bo długo się wahaliśmy czy wziąć Tomka na ten mecz czy nie. Ale jeśli ktoś komuś strzela tyle bramek to nawet kulawy będzie w stanie strzelić i tak się stało.


Wracając do Pana powrotu do Polski do Górnika. Jak wtedy wyglądała piłka w Zabrzu. Wielki klub z tradycjami, a przez moment brakowało pieniędzy na wszystko...
M.P. Nie nie. Wtedy nie było tak, że nie było pieniędzy. To był klub, który nie miał wielkich osiągnięć, ale był prezes Stanisław Płoskoń, który starał się jakoś to wszystko ciągnąć. Miał radio Flash i miał środki, aby to jakoś wszystko funkcjonowało. Nie były to wielkie pieniądze ale wszystko przez dwa trzy lata było poukładane. To też był taki trochę splot różnych okoliczności. Ja mam całą rodzinę w Niemczech. Moja siostra też tam jest, a tutaj mam tylko rodziców. Był taki okres, że rodzice mieli problemy ze zdrowiem. Mama musiała iść na operację i postanowiłem, że wrócę. Jest mi zawsze łatwiej wrócić. Trudno jest mając chorych rodziców. Zawsze się ludziom fajnie ocenia z boku nie znając szczegółów.

Nie było problemów z kibicami? Facet z Ruchu wraca do Górnika?
M.P. Zawsze tam na mnie jakoś wołali, chorzowski itd. itp. Jednak jak grałem i obojętnie z kim graliśmy to zostawiałem na boisku serce.

Chyba Pan kibiców Górnika do siebie przekonał. Za każdym razem kiedy Pan tam przyjeżdża na Roosevelta, to kibice okazują gesty mówiące o ich dużym szacunku dla Pana
M.P. Cieszę się, że tam gdzie grałem to Ci ludzie mnie doceniają.

Ostatnim pana klubem w którym Pan grał to Widzew Łódź. Czy miał Pan tego świadomość, że koniec kariery niechybnie się zbliża do końca i coś trzeba będzie robić. Czy już w tym momencie miał Pan jasno obraną drogę, że chce Pan być trenerem?
M.P. To jest zupełnie inna sprawa. Ja mając 22 lata i grając w Niemczech zrobiłem swój pierwszy kurs trenera i tam zacząłem swoją edukację. Wiedziałem, że chcę być trenerem, zacząłem już wtedy swoją edukację. Jak wróciłem do Polski to prowadziłem TKKF Chorzów w piątki na hali. To była taka druga liga futsalu. To też taki zespół, który walczył o utrzymanie. To była fajna grupa wesołych ludzi, którzy traktowali swoje obowiązki bardzo poważnie. Przy okazji prowadziłem również przez cztery lata trampkarzy a później byłem asystentem Waldka Fornalika w Górniku i generalnie od tych 10-12 lat prowadziłem jakieś zespoły. Krok po kroku robiłem wszystko aby robić te kursy wszystkie i kiedy złapałem kontuzję to miałem ukończone niemal wszystkie kursy.

Praktycznie rzecz biorąc Pana kontuzja grając w Widzewie niejako przyspieszyła tą decyzję?
M.P. Trochę nie tak. Na pewno kontuzja przyspieszyła to wszystko, ale i tak chciałem skończyć karierę. W maju to się stało. Ja wiedziałem, że w czerwcu chcę to skończyć. Po prostu piłka już mi nie sprawiała tyle przyjemności. Debiutowałem w lidze mając 17 lat. Po siedemnastu latach gry wstawałem rano i wszystko mnie bolało.

Z czego to wynika? Widać, że nasi zawodnicy, którzy wyjeżdżają za granicę, giną. Co prawda nie zawsze ze swego powodu. Bo są tacy co sumiennie pracują. Widoczne jest coś takiego, że piłka idzie do przodu, a nasi zawodnicy motorycznie odstają od reszty Europy.
M.P. Wydaje mi się, że to jednak mentalnie odstajemy. My w Polsce nie jesteśmy przyzwyczajeni do konkurencji i walki o wszystko. Gdy widzimy, że któryś zawodnik zagra raz dobrze, to wszyscy chcą, by grał zawsze. Nie patrzymy na to, że trener widzi go gdzie indziej. U nas wystawia się oceny: ten ma grać, a tamten nie. A na zachodzie sprawa jest prosta. Jest trening: kto jest najlepszy, ten gra.

Na lekturę kolejnej części zapraszamy jutro...

Rozmawiali: Filip i Morf
 
 
 
 
Klub
M
PKT
BR
1
Jagiellonia Białystok
29
55
66-39
2
Śląsk Wrocław
29
51
38-26
3
Lech Poznań
29
51
43-34
4
Górnik Zabrze
29
48
39-32
5
Legia Warszawa
29
47
43-33
6
Pogoń Szczecin
29
47
54-34
7
Raków Częstochowa
29
46
50-32
8
Widzew Łódź
29
42
39-38
9
Stal Mielec
29
38
35-39
10
Piast Gliwice
29
35
30-32
11
Zagłębie Lubin
29
35
31-43
12
Radomiak Radom
29
35
34-47
13
Warta Poznań
29
34
31-35
14
Puszcza Niepołomice
29
32
35-46
15
Cracovia
29
32
38-40
16
Korona Kielce
29
30
34-38
17
ŁKS Łódź
29
21
28-61
18
Ruch Chorzów
29
20
31-50
 
OSTATNI
20.04.2024, 20:30
 
 

1:2

 
NASTĘPNY
26.04.2024, 20:30
 
 

-:-

 
 
 
 
Bramki
Zawodnik
9
Jesus Imaz
9
Bartłomiej Wdowik
8
Kristoffer Hansen
8
Afimico Pululu
7
Rui Filipe Da Cunha Correia Nene
6
Jose Manuel Garcia Naranjo
6
Dominik Marczuk
3
Mateusz Skrzypczak
2
Kaan Caliskaner
2
Jakub Lewicki
1
Wojciech Łaski
1
Michal Sacek
1
Jarosław Kubicki
 
 
 
 
Partnerzy
 
 
Darmowy Program PIT dostarcza Instytut Wsparcia Organizacji Pozarządowych w ramach projektu PITax.pl dla OPP
Znajdź nas na:
Partnerzy
 
 
© 2004-2024 jagiellonia.net. Wszelkie prawa zastrzeżone


Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.