Redakcja | 1 Lutego 2015 g. 11:14
Jeszcze piętnaście lat temu niewielu wiedziało kim jest Tomasz Frankowski. Dziś wiedzą o tym niemal wszyscy sympatycy piłki nożnej w Polsce, a także sporo osób spoza futbolowego świata. "Łowca bramek" karierę rozpoczynał w Jagiellonii. To właśnie Białystok ukształtował Tomka jako piłkarza, a przede wszystkim jako człowieka. Skromnego, sympatycznego będącego w cieniu wielu piłkarskich kolegów. Akurat ten cień, o którym chcę wspomnieć to tylko zaleta. Franek nigdy nie szukał rozgłosu poza boiskiem, nie brylował w czołówkach szmatławców w związku z niesportowym trybem życia. Pod tym względem był i jest człowiekiem idealnym, ułożonym, oddanym rodzinie. I przypuszczam, a w zasadzie jestem tego pewien - takim już na zawsze pozostanie.
Kariera Tomka można powiedzieć miała idealny przebieg. Zawodnik trafił na swojej piłkarskiej drodze na wielu znakomitych szkoleniowców. Jednak największe szczęście miał w dzieciństwie. Tak - w dzieciństwie. To wówczas trafił do kuźni talentów Ryszarda Karalusa, spod którego skrzydeł wyrosło wielu wybitnych białostockich piłkarzy. Talent Franka eksplodował bardzo szybko. W wieku 19 lat zadebiutował w barwach Jagi w ekstraklasie i dla żółto-czerwonych zdobył jedną bramkę. Talent i dobra postawa naszego zawodnika zaowocowały transferem do Francji, potem był jeszcze epizod w Japonii i ponownie powrót do Francji. W końcu Frankowski trafił do Wisły Kraków, której stał się żywą legendą. Zdobył z nią 5 razy mistrzostwo Polski, 2 razy Puchar Polski, a także raz sięgnął po Puchar Ligi. Trzykrotnie zdobył także koronę króla strzelców polskiej ekstraklasy. Wówczas stał się "Łowcą bramek", a gdy trafił do kadry i załatwił jej bilet wstępu na mistrzostwa świata był napastnikiem nr 1 w Polsce. "Tomasz Frankowski - najlepszy napastnik Polski" skandowali kibice. Szkoda, że na te wołania głuchy okazał się Paweł Janas, który nie zabrał Tomka na mundial. Wolał Rasiaka...
Przywiązanie barwom klubowym nie jest zawodnikowi obce. W polskich klubach grał w Jagiellonii i Wiśle Kraków. Zapowiadał, że po wojażach zagranicznych w kraju będzie mógł kontynuować karierę tylko w jednym z tych dwóch klubów. Inne nie wchodziły w grę. Co z tego, że zawodnika chętnie widziało w swoich szeregach niemal pół ligi? Co z tego, że prasa już go umieściła w Warszawie, Zabrzu czy Wrocławiu? Nic. Tomek udowodnił, że nie rzuca słów na wiatr. Dał kibicom słowo i tego słowa dotrzymał. W czasach, gdy z ust prezesów, działaczy czy też piłkarzy leci dużo słów, w czasach, gdy te słowa są g... warte Tomek udowodnił, że są jednak jeszcze takie osoby, które nie oszukują. A w życiu kierują się sercem.